Dokształt koncertowy – semestr piąty.
Wykład piąty.
Laboratorium było jednym z bardziej prominentnych zespołów polskiej sceny rozrywkowej lat siedemdziesiątych i początku osiemdziesiątych, a jego sława dość szybko wykroczyła poza granice naszego kraju. Było to o tyle dziwne, że była to właściwie grupa jazzowa, no fusion – czyli na pewno nie lekka, łatwa i przyjemna. Ale z drugiej strony polscy jazzmani mieli (i mają) w Europie dobrą renomę, poza tym jazz i okolice nie są specjalnie skomercjalizowane, rynek to stosunkowo niewielki i wystarczy po prostu być dobrym, żeby zostać zauważonym. A Laboratorium grało dobrze, do tego mieli własny styl – trudno to nawet jakoś dokładnie określić. Sam Grzywacz mówi tak: „To była muzyka mocno osadzona w realiach rockowych, a jednocześnie warsztaty w Chodzieży dały nam nieco inne spojrzenie na frazowanie”. A Stryszowski: „To, co graliśmy to nie był jazz. To, że ewentualnie może być to jazz – okazało się właśnie na warsztatach w Chodzieży”. Co prawda porównywano ich też do Weather Report i pewno coś w tym było, jednak nasi nagrali kilka takich płyt, których WR mogłoby im pozazdrościć.
Kilka lat temu Metal Mind wydał DVD, na którym znalazły się fragmenty koncertów z lat 1978-82, oraz program Telewizji Kraków z 1996 roku – „25 lat Laborki”. Razem jest tego około dwóch godzin, podzielonych na trzy części – koncert z Kongresowej, z Jazz Jamboree, potem występ w krakowskim Teatrze STU (*) i na koniec wspomniany program telewizyjny, też okraszony kilkoma koncertowymi nagraniami z tamtego okresu. Jakość obrazu – taka sobie, ale nie ma co oczekiwać cudów od telewizyjnych materiałów sprzed trzydziestu, czterdziestu lat. Do tego walory widowiskowe też niewielkie – zespół se gra. Natomiast to, co najważniejsze, czyli sama muzyka – do tego nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Między pierwszą, a drugą częścią da się zauważyć pewne różnice – począwszy od personalnych, sekcję Krzysztof Ścierański – Mieczysław Górka zastąpili Krzysztof Olesiński i Andrzej Mrowiec, którzy grają z ewidentnie rockowym depnięciem. Poza tym Grzywacz coraz chętniej sięgał po syntezatory. Nie podejmuję się ocenić, która z tych części jest lepsza, czy ta bardziej jazzowa i delikatniejsza z Warszawy, czy tam bardziej dynamiczna i rockowa z Krakowa – obie mają swoje zalety. Jednak obie to kawał świetnego grania.
Niektórych utworów, które znajdziemy na tym DVD nie ma gdzie indziej, a inne są tylko na składankach, a i te wcześniej opublikowane też różnią się od wersji studyjnych, albo wersje studyjne różnią się od tych koncertowych, bo w paru wypadkach te koncertowe wykonania są premierowymi – no to wiadomo – w przypadku takiego wykonawcy – tak ma być.
Muzyka Laboratorium to było dla mnie od zawsze takie specyficzne universum muzyczne, do którego zaglądnąłem będąc jeszcze niewinnym pacholęciem w wieku wczesnolicealnym. Usłyszałem w radiu fragmenty „Laboratorium No 8” i na drugi dzień już to kupiłem. To była pierwsza w moim życiu płyta jazzowa, no jak dla małolata, to był jazz. Jakim cudem mi się to podobało – nie mam pojęcia. Ja właściwie za jazzem nigdy nie przepadałem, a w tamtych czasach to raczej nawet przed nim uciekałem. A to mnie jakoś wchłonęło. Nawet teraz działa tak samo – przenosząc do swojego muzycznego świata – słuchając Ósemki, Nurka, albo Quasimodo tracę poczucie rzeczywistości.
W pewnym sensie „Old School Fusion Live” to raczej rzecz archiwalna, a nie jakiś regularny „żywiec” jednak te dwie dawki po kilkadziesiąt minut świetnej muzyki, plus sporo muzyki w tym programie jubileuszowym – trzeba to docenić, bo raczej na jakieś „normalne” DVD koncertowe pewnie liczyć nie ma co. Dlatego dycha i nie ma gadania.
(*) – w wersji audio materiał ten znalazł się na płycie koncertowej „Blue Light Pilot” z 1982 roku.
Pytania:
PS. Znam trochę inną wersję odnalezienia się majora Kopyto. Po kilkutygodniowym, samowolnym oddaleniu się z jednostki, pojawił się w koszarach jak gdyby nigdy nic i został potraktowany jak gdyby nigdy nic. Z tego co wiem, zawarto pewną, cichą ugodę. Kopyto do Syrii jechać musi, bo nikt w jednostce oprócz niego nie zna rosyjskiego, a instrukcje obsługi wszelkich MiGów i Suchojów tylko w bukwach. Do tego umie pędzić bimber z byle czego, również i z benzyny lotniczej, i tego też nikt w jednostce nie umie – jednym słowem – jest niezastąpiony. Latać nie musi, ale jechać musi. Na szczęście zanim wyjedzie bronić chrześcijaństwa, minie jeszcze trochę czasu i myślę, że coś dla nas napisze.