Dokształt koncertowy. Semestr czwarty – wykład siódmy.
Kilka dni temu byłem na znakomitym koncercie Camel, który dokładnie opisał i obfotografował kolega Danielak i w ten sposób zwolnił mnie z obowiązku jakiejś szerszej relacji. Powiem tylko, że nareszcie mogłem usłyszeć na żywo „Long Goodbyes” jeden z moich najulubieńszych numerów Camel. I mogłem go razem zespołem zaśpiewać. Ale niespecjalnie głośno, żeby nie oberwać od siedzących nieopodal innych widzów. Był on dedykowany dwóm byłym muzykom Camel, którzy zmarli w tym roku – Chrisowi Rainbow i Guyowi LeBlanc.
A mi się od razu przypomniał Peter Bardens i tak mi zaświtał pomysł na dzisiejszy dokształt.
Bardens w połowie lat dziewięćdziesiątych założył zespół Peter Bardens’ Mirage w naprawdę bardzo mocnym składzie – z Wardem na bębnach, oraz braćmi Hastings i Davem Sinclairem z Caravan. Miało być to przedsięwzięcie koncertowe, a grupa miała grać utwory Camel i Caravan. Z tego co się orientuję wpakowano w to furmankę pieniędzy, a efekt był raczej niewielki – publiczność niespecjalnie dopisała. Pozostała po tym skladzie płyta koncertowa „Mirage Live 14.12.94” – niestety nie znam, bo track-lista bardzo obiecująca. Ale zespół się posypał, został właściwie tylko sam Bardens, który zebrał kilku mniej znanych muzyków i pod tym samym szyldem dalej pojechał w trasę. Efektem działalności nowego składu była następna płyta koncertowa, którą już na szczęście mam i dzisiaj o niej napiszę.
Na tej płycie repertuar jest tak pół na pół – połowa z solowych płyt Bardensa i połowa z płyt Camel na których grał. Bardzo sensownie to zestawiono i bardzo sensownie zagrano. Wydaje mi się, że nieco lepiej wypadły te pierwsze – może dlatego, że bliższa koszula ciału, a może, że Adams to jednak nie Latimer i też wyraźnie słychać, że instrumenty klawiszowe przeważają nad gitarą. Dlatego najlepszy moment tego koncertu to „Speed of Light” z świetną solówką Bardensa. Też jednymi z najbardziej urokliwych fragmentów są „Spirit of The Water” i „Tell Me” – zawsze ładne utwory, ale z damskim wokalem nabierają jeszcze więcej blasku. Bardzo ładna jest też wersja „Luner Sea”, kończąca cały koncert – w wersji studyjnej była nieco jak od Parsonsa, a tu jest trochę bardziej jak z Cyklonu Tangerine Dream – w porównaniu z tym, co słyszałem na koncercie Camel kilka dni temu, oczywiście mniej gitarowa, ale chyba bardziej nastrojowa. W każdym razie – na pewno nie gorsza. Słabsze od wielbłądzich wykonań jest „Never Let Go” – no ale, patrz wyżej – Adams Latimerem nie jest. Co do solowych utworów Bardensa trudno mi je porównać z oryginałami, bo akurat jego płyty znam dosyć pobieżnie – powiem szczerze, że kilku posłuchałem i żadna nie spodobała mi się w całości, nawet nie na tyle, żeby postawić ją na półce. Ale tutaj wypadają bardzo dobrze. Tyle, że są to utwory głównie z późniejszych płyt, nagranych po odejściu z Camel. O ile dobrze pamiętam, dwie pierwsze były bardziej bluesowe, psychodeliczne, te nowsze ciążą bardziej w stronę późniejszego Sky, Alan Parsons Project i Tangerine Dream.
Nie nazwałbym „Live Germany 1996” rewelacją, ale z pewnością to bardzo ładny koncert. Mam to już kilkanaście lat dosyć często słucham. Może nie ostatnio, bo tak trochę zaczął na półce mchem porastać. Na szczęście z okazji ostatniego koncertu Camel przypomniałem sobie o tym krążku i od prawie tygodnia słucham go regularnie i to z dużą przyjemnością. Wydaje mi się, że fani Camel, jeśli nie znają, to powinni poznać, bo to fajne uzupełnienie koncertowej dyskografii grupy, do tego na pewno lepsze od wielu wielbłądzich koncertówek.
Okładka jest do drugiego wydania z 2000 (Mooncrest), takie miałem, poza tym ładniejsza niż ta do pierwszego.
Osiem gwiazdek z plusem.
I pytania – nie tylko o Bardensa, ale też i o Camel:
- W pewnym momencie kariery Andy Latimer zastanawiał się nad zmianą nazwy zespołu (nie wiadomo, czy całkiem poważnie). Na jaką? (1 pkt.)
- Peter Bardens współpracował z wieloma artystami – kto znajdzie w naszej bazie recenzenckiej najwięcej takich wykonawców dostanie 5 punktów. Nie chodzi o płyty na których grał, tylko o artystów, zespoły.
- Jeden z muzyków Camel opowiadał, jak kiedyś trzeba było napisać tekst do jednego utworu, a nie było chętnych, to zrobiono losowanie. I trafiło na niego. To znaczy ja wygrałem – jak to powiedział. O kogo chodzi i jaki to utwór? (5 pkt.)