Muzyka jazzowa pozwala podzielić wykonawców na dwie grupy. W pierwszej znajdują się Ci, którzy trendy kreują – wyznaczają kierunki zmian i pokazują co nowego w jazzie można grać. Druga grupa to muzycy, którzy za liderami podążają i angażują w pełni swój genialny warsztat obudowując gatunek w doskonałe brzmienia. Ten „ostry” podział nie zawsze się jednak sprawdza, co udowadnia między innymi David Sanborn – jeden z największych żyjących saksofonistów.
Kariera Sanborna to nie tylko jazz, ale też wiele romansów z rockiem, bluesem, r’n’b, a nawet popem. W efekcie artysta ten przez największych purystów postrzegany jest czasami jako saksofonista „do wynajęcia”, których chwyta się przeróżnych gatunków z różnym skutkiem. Cóż, jest w tym może trochę racji, ale analizując ponad 40-o letnią karierę Sanborna bardzo szybko zauważymy, że klimaty okołojazzowe to najistotniejsza gałąź jego twórczości. Z jednej strony ma na koncie dzieła o brzmieniu klasycznym, z drugiej sięgał po groove i funk, którymi w latach 80. i 90. mocno spopularyzował jazzowe brzmienie wśród osób, dla których najwięksi instrumentaliści byli zbyt trudni w odbiorze. W ostatnich latach Sanborn już wyraźniej udał się w klimaty mocno jazzowe i skierował swoją twórczość do najwierniejszych fanów improwizacji. W nurcie tym jest utrzymana także najnowsza , 25-ta studyjna pozycja muzyka, Time And The River.
Na album składa się 9 kompozycji, których większość opiera się na rozbudowanych partiach solowych saksofonu wspartych instrumentalnym tłem. Bez zbędnych kombinacji, sztucznego patosu i tandetnych rytmów. Dźwięki są dopracowane, a brzmienie przejrzyste, co zapewne jest w dużej mierze zasługą producenta płyty – Marcusa Millera. Wybitny basista i Sanborn współpracowali już razem, ale ostatnio kilkanaście lat temu, więc fakt, że znów połączyli siły jest wystarczającym powodem, aby sięgnąć po album. Doskonałą współpracę artystów słychać już w otwierającym „A La Verticale”, który rozpoczyna intro na gitarze basowej i afrykańskich perkusjonaliach bardzo szybko wsparte saksofonem Sanborna. Płynne dźwięki instrumentu i basowy groove cofają nas do przełomu lat 80. i 90. tworząc niezwykły klimat okraszony trudnymi frazami i pięknymi solówkami. Chwilę później pojawiają się wolniejsze utwory – „Ordinary People”, „Drift” i „Qublie Moi”. Każdy z nich stanowi oddzielną opowieść kreowaną pasażami Sanborna, który szczególnie przy „Drift” tworzy niezwykłe partie sięgając po naprawdę trudne i wymagające dźwięki.
Na płycie nie brakuje momentów bardziej dynamicznych, jak np. zbluesowany „Can’t Get Next To You” z Larry Braggsem na wokalu (jego czarnoskóry głos daje dużo głębi i nieco r’n’b). Kolejną petardą jest „Spanish Joint” – są momenty fusion, jest więcej dynamizmu, zabawy dźwiękiem, feelingu. W efekcie taneczny rytm wsparty jest bardzo swobodną grą instrumentów nadających melodyjność. Świetna rzecz! Warto zwrócić również uwagę na klasyczny, jazzujący „Windmills Of Your Mind” z trzymającą doskonały poziom wokalny Randy Crawford oraz „Seven Days Seven Nights”, w którym słychać najwięcej z Marcusa Millera (jest kompozytorem tego utworu). Rytm, frazy i przygrywka basu jest bardzo bliska tego, co Marcus prezentował na swoich ostatnich albumach, a obecność tak doskonałego saksofonisty dodatkowo potęguje muzyczne doznania. Album zamyka „Overture from the Menchurian Candidate” – spokojna, krótka ballada na saksofon i fortepian.
Time And The River to kolejna bardzo dobra pozycja w dyskografii Davida Sanborna. Muzyk pokazał, że wciąż jest królem saksofonu. Dodatkowo jest to album doskonale nagrany, w czym duża zasługa Marcusa Millera. Saksofon został „wyciągnięty” na pierwszy plan, a przejrzyste brzmienie pozwoliło wychwycić wszystkie smaczki w grze Sanborna ukazujące jak trudne partie wykonuje (możemy usłyszeć chwile, gdy muzyk łapie oddech, „trzyma” dźwięk i kreuje płynne frazy). Umiejętnie za linią melodyczną schowana została sekcja rytmiczna, której odważnie przewodzi Marcus, a poszczególne instrumenty dają o sobie znać podczas krótkich, ale treściwych solówek.