Le ver dans le fruit to już ósmy studyjny album tej progresywnej francuskiej kapeli, która mimo całkiem sporego kilkunastoletniego stażu i dodatkowo dwóch wydawnictw koncertowych nie jest jakoś szczególnie znana w naszym kraju. Czy to skutek kurczowego trzymania się przez grupę języka francuskiego, czy kwestia samej muzyki? Nie wiem. Faktem jest, że kapela lokuje się raczej na zapleczu europejskiego proga. Przyznam się, że i ja do jakichś wielkich wielbicieli ich twórczości nie należę, czego efektem jest tylko jedna stojąca gdzieś na półce płyta z ich dyskografii – wydany w 2007 roku album Si Partie II - L'Homme Idéal.
Jaki jest Le ver dans le fruit? Z pewnością – także w założeniu zespołu – to najambitniejsze dokonanie w ich dotychczasowej dyskografii. Po raz pierwszy dwupłytowe i do tego z konceptem o manipulacji we współczesnym świecie, w polityce, religii, telewizji…
Pięknie wydany to album - w tej kategorii należy do absolutnej czołówki ubiegłego roku. Grafika autorstwa Stana-W. Deckera zachwyca kolorystyką, swoistą baśniowością i sugeruje nieco rozmarzoną, wielobarwną progresywną muzykę. Nic z tych rzeczy. Bo Nemo pozostaje tu sobą grając inteligentnego, dobrze technicznie zagranego, wielowątkowego progrocka, dalekiego jednak od umizgów w stronę bardziej przystępnych rozwiązań melodycznych.
Jest zatem z jednej strony miejsce dla charakterystycznego dla nich wokalnego kanonu już w otwierającym całość Stipant Luporum i dla niemalże progmetalowego riffu w następującym po nim rozbudowanym Trojan (Le ver dans le fruit). Z kolei trzeci Milgram, 1960 i pomieszczony na drugim dysku Triste fable przywołują bardziej karmazynowe klimaty. Instrumentalny Allah Deus i Opium przynoszą nieco jazzowej konwencji, a A la une leciutko ociera się nawet o hard rock. Najfajniej robi się jednak w spokojniejszym Verset XV i Un pied dans la tombe. W obu kompozycjach dostajemy wysmakowane i melodyjne gitarowe sola. Szczególnie w tym drugim z utworów, położone na udanym klawiszowym tle, sprawia miłe neoprogresywne wrażenie. Pełniąca rolę opus magnum albumu 17 – minutowa Arma Diania, choć faktycznie rozbudowana i wielowątkowa, jest tylko przyzwoita.
Le ver dans le fruit to półtorej godziny progrockowego grania na solidnym poziomie, jednak bez wyjątkowych wzlotów, które pozwoliłyby kapeli na awans w tej europejskiej artrockowej lidze.