Ryszard Wolbach to wokalista, gitarzysta, kompozytor i autor tekstów znany z zespołów Babsztyl i Harlem. Album Wielki Dzień, z utworami jego autorstwa, ukazał się w tym roku w ramach wielopłaszczyznowego projektu Kolory Nadziei i zapakowany w tekturkę dołączony został do publikacji książkowej pod nazwą całego przedsięwzięcia.
Podobnie jak recenzowany tuż obok krążek projektu Sopor, Tajemna Moc, jest swoistym concept albumem opisującym odmienne stany emocjonalne bohatera, od stanu głębokiego załamania aż do euforii. W przeciwieństwie jednak do wspomnianej przed chwilą drugiej płyty jest mniej zaskakujący i jednorodny, choć też chwilami trudno mu odmówić stylistycznej różnorodności.
Na krążku znajdziemy czternaście niezbyt skomplikowanych piosenek utrzymanych zazwyczaj w spokojnych tempach, bliskich konwencji rockowej, czy momentami wręcz pop-rockowej ballady. Nie oznacza to oczywiście, że na Wielkim Dniu jest nudno. Słychać bowiem u artysty szerokie inspiracje muzyczne.
Wielbicieli bardziej progresywnego grania mogą zainteresować choćby nastrojowe Spadam w dół i przejmujące Szklane łzy, w których wyraźnie czuć pinkfloydowy klimat. Generalnie jednak trudno tu mówić o jakimś artrockowym zacięciu. Króluje prostota, chwilami przekładająca się na bardziej bluesowe numery, takie jak Patrz oto świat (tej bluesowości dodaje płycie dosyć ciepły głos Wolbacha z pewną manierą charakterystyczną dla stylu), czy kompozycje folkowe, takie jak Biegłem we mgle. Tę szczególnie irlandzką folkowość słychać dzięki dudom, na których prezentuje się Hevia - światowej sławy dudziarz hiszpański. Są tu też jednak utwory w stylu flamenco (Może nadszedł czas), country (Jeśli bardzo czegoś chcesz), bądź w lekko wodewilowej poetyce (Kto jeszcze taką miłość zna). Sporego urozmaicenia całości dodają skrzypce Michała Jelonka oraz całkiem obszerne partie akordeonu (między innymi Zakochani jak my, Wielki dzień). Zresztą, w tytułowej kompozycji, pachnącej bałkańskim folklorem, usłyszymy też i instrumenty dęte. Słuchając Wielkiego Dnia ma się wrażenie, że to album nagrany bez większej spinki, z dużą swobodą i lekkością. Przyjemny, ciepły i melodyjny.