Pierwsza płyta Il Tempio Delle Clessidre wywołała spore poruszenie wśród fanów prog-rocka, głównie włoskiego. Nawet były głosy, szczerze mówiąc całkiem uzasadnione, że był to najlepszy prog-rockowy debiut od dobrych kliku lat. W każdym razie wydane trzy lata temu „Il Tempio delle Clessidre” było dużym wydarzeniem. Być może też dlatego, że śpiewał tu były wokalista najsłynniejszego składu Museo Rosenbach, Stefano „Lupo” Galifi (a na koncertach grali całego „Zarathustrę”!). Dlatego z tym większym zainteresowaniem zająłem się „alieNatura”.
Mówi się, że zwykle na pierwszą płytę pracuje się całe życie, a na drugą – to w tym czasie od pierwszej do drugiej. Albo się za bardzo pośpieszyli, albo po prostu nie ma co liczyć na więcej, bo „alieNatura” jednak debiutowi ustępuje. Niestety nie ma już Galifiego i może to też miało jakiś wpływ na efekt końcowy? Który wcale nie jest taki zły, bo to płyta zupełnie porządna – bardzo solidny, bardzo tradycyjny Italo-prog – dłuższe utwory, bardziej rozbudowane, dużo klawiszy i to tych raczej vintage – czyli syntezatory analogowe, mellotron, organy, moog. Oczywiście mocne odniesienia do muzyki klasycznej, ale też do klasycznych wykonawców włoskiego prog-rocka, a przede wszystkim Museo Rosenbach, Banco Delmutuo Soccorso i tym podobnych, a także porządny, dobrze wyszkolony technicznie wokalista o mocnym głosie. Trudno napisać coś więcej o płycie, która jest absolutnie typowa dla swojego gatunku, a jakościowo nie budzi specjalnych zastrzeżeń.
Jak widać po czasach utworów dominują rzeczy nieco bardziej rozbudowane i mamy też jedną suitę. Całkiem niezłą, ale w pewnym momencie zaczynała nieco nudzić. Dużo lepiej wypadają krótsze utwory z pierwszej części z najlepszym na płycie „Onirica Possessione”. Początek płyty też jest w jakimś sensie typowy, bo „Kaze” to spokojny instrumetal, łagodnie przechodzący w „Senza Colori”, a takie rozwiązanie możemy znaleźć na wielu progresywnych krążkach.
Jako, że mam sporą słabość do Italo-proga, trochę przez palce patrzę na mankamenty „alieNatura” (właściwie jeden podstawowy – muzycznie gorsze od debiutu), a skupiam się raczej na zaletach – rozmach, dobre wykonanie, niezłe melodie., oraz ogólnie dobre wrażenie. Wcale przyjemnie się tego słucha. Solidne siedem gwiazdek.