Projekt Spinofonia powstał w 2012 z inicjatywy Dawida Kielara. Muzyk zaprosił do współpracy znajomych z kilku krakowskich formacji takich jak Spin, Dratsum, Żmij, Frago i Fk'n Luck. Kilka miesięcy wspólnego grania i tej niezwykle ciekawej grupie udało się wydać, własnymi nakładami, album zatytułowany po prostu Spinofonia.
Na samym początku muszę zaznaczyć, że bardzo trudno recenzuje się ten materiał. Mimo, że zawiera on tylko 10 utworów (niecałe 40 minut muzyki) to wędruje przez większość możliwych gatunków muzycznych. Od klasyki i poezji śpiewanej przez jazz, reagge i folk, aż do ciężkiego metalu. Całość tego artystycznego szaleństwa otwiera "List", gdzie muzyka ilustracyjna (odtwarzająca dźwięki otaczającego nas środowiska) zabiera nas na ulicę tłocznego miasta, a później prowadzi do tajemniczego domu, aby … nagle się urwać i zaatakować dużo mocniejszymi, gitarowymi riffami w "Delirium". Zaśpiewana czymś między rapem i growlem zwrotka (trochę w stylu My Riot, tylko bez elektroniki) przechodzi w bardziej melodyjny refren, by w drugiej części ukoić zszarpane nerwy damskim wokalem i bardziej stonowanym, syntezatorowym brzmieniem. W podobnych mieszanych progowo-metalowych klimatach utrzymane są jeszcze dwa utwory - "Obława" (najcięższy) i "Nagi Świat" (bliżej power metalu i dokonań takich grup jak chociażby Nightwish).
W zupełnie inny świat zabierają nas utwory "Pozostaw Ślad" i "Szept", które są balladami ocierającymi się o melodyjny soft rock, a nawet poezję śpiewaną. Pierwsza z nich dodatkowo zachwyca ciekawą orkiestrową aranżacją w drugiej części. Część tą uzupełnia instrumentalny "Taniec Kukiełek", w którym najbardziej zbliżamy się do muzyki folkowej, kiedy rozbrzmiewają piszczałki i flety.
Album uzupełniają jazzowo-funkowy "Bez Spiny" (najbardziej "przebojowy" utwór, ale też najmniej pasujący do całości), "Kostka Cukru" (szeptana, dość mroczna ballada z bardzo dobrą częścią zagraną na gitarze akustycznej) oraz ilustracyjne outro zatytułowane "Przeczucie", którym żegnamy się z tą przedziwną płytą.
Pod względem realizacyjnym pojawia się jeden zasadniczy zarzut. Fatalnie brzmi sekcja rytmiczna w postaci "suchej" perkusji (szczególnie stopa) i niemiłosiernie "brzęczącego" basu, co najbardziej przeszkadza w odbiorze utworów mocniejszych. Poza tym całość brzmi naprawdę nieźle. Szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę bogactwo aranżacyjne.
Krakowska Spinofonia nagrała album naprawdę ciekawy, ale też mocno niespójny, co dla wielu być może byłoby zaletą, ale dla mnie jest jego główną wadą. Mimo wszystko, jeżeli nie sięgam po składankę, to chciałbym posłuchać określonego gatunku muzycznego. W przypadku tego albumu trzeba być gotowym na wszystko, a kolejne utwory są niczym pudełko czekoladek - nie wiesz na co trafisz. Naprawdę trudno mieć nastrój na metal i poezję śpiewaną jednocześnie.
Załóżmy jednak przez chwilę, że trzymam w ręku swego rodzaju "sampler" pokazujący spektrum możliwości Spinofonii. Gdy tak podejdę do tematu, to muszę szczerze przyznać - jestem pod dużym wrażeniem!