Montsegur trwa… mówi w Bożych Bojownikach Jutta de Apolda do swojego Lancelota. Skryci pośród lasów Dolnego Śląska, za klasztorną furtą, w jednym z nielicznych w owym okresie przybytków pokoju i modlitwy bohaterowie pewnej powieści znikają na jakiś czas dla otaczającego ich świata. Przepadają za murami monastyru, by wieść tam życie nierzeczywiste, całkiem wbrew naszym wyobrażeniom, opartym na stereotypach zwykłych wyznawców historii.
Przywołuję te postacie tu nieprzypadkowo: tak jak odseparowani od rzeczywistości bohaterowie trylogii husyckiej trwają w jakimś niebycie, tak też i ludzie żyjący podówczas mieli do czynienia właśnie z takim niestworzonym światem. Obok powszedniej realitate istniały jeszcze na tym łez padole miejsca, gdzie mnisi i mniszki, skryte wśród nakazów i zakazów wiedli żywot diametralne inny od świeckiego człowieka, mieszkańca małej, zapadłej wśród lasów wsi lubo też mieszczańskiej biedoty, upchniętej wśród murów brudnych, zmizerniałych miast. Choć … to tylko pozór. Bo przecież wszyscy oni – ci z enklaw i ci na zewnątrz poddawani byli tym samym rozterkom i uczuciom. Tak samo doświadczało i kusiło ich życie, jak ci, którym dane się było brać za bary ze zwykłą codziennością. I o tym jest ta recenzja.
Veiled Desires bowiem niosą opowieść o tamtych czasach. Prostując wyobrażenie słuchacza, że Średniowiecze, zwłaszcza w ramach chrześcijańskich nakazów i zakazów było całkowicie zerojedynkowe. Czarne lub białe. Anielskie lub diabelskie. Że jak zakon, to od razu świętość, modlitwa i czytanie ksiąg. Agnieszka Budzińska – Bennett, mistrzyni projektu Ensemble Peregrina właśnie takie uzasadnienie nam przedkłada. Serwuje bowiem na albumie swojego zespołu muzykę zza zakonnych murów, ale ze specyficznym tematem, który – co tu dużo gadać – najpełniej opisuje właśnie tytuł albumu. Zawoalowane pragnienia, a więc wszystko to, co młode kobiety, zamknięte za klasztorną furtą musiały względem swego życia odczuwać. Dlatego jest na tym albumie najszczersza radość i pochwała dziewictwa – wiadomo, że tej świętości zakonnice poszukiwały. Ale, zaraz Ensemble Peregrina wyśpiewują nam niezwykle zmysłowy dialog z osobą (mirażem) kleryka – mężczyzny. Sfera duchowa przeplata się zatem z cielesną, amor sacra miesza się z profana, w krystalicznie pięknej przestrzeni głosów członków szwajcarskiego ansambla. Dzięki temu zabiegowi słucha się nowego dzieła naszej rodaczki z niezwykłą atencją. Praktycznie od początku dociera do słuchacza niedefiniowalna radość połączoną z zadumą. Świat zza dobrowolnych krat? Owszem, piękny. Owszem, bliski Bogu, dążący do doskonałości i zarazem tak mocno związany z doczesnością. Wystarczy posłuchać śpiewu członkiń ansambla, by zastanowić się nad losem młodych panien, które zniknęły dla ówczesnego świata (niektóre dobrowolnie, ale też niektóre przecież nie za swoją zgodą), a klasztorna doskonałość nic nie znaczy w obecności śmierci. A ta sprawczyni równości wszystkich wobec wieczności w klasztorach też ma swoje miejsce. Odwiedza co i rusz którąś z sióstr, a jej osamotnione towarzyszki śpiewają później swoje lamentacje przy jej marach.
Taki to album. Niby zaklęty w regułę zakonną, ba, obramowany dążeniami li tylko ku zbawieniu, a zarazem tak bardzo „ziemski”, że więcej nie można.
Przywołane wyżej słowa bohaterki literackiej opowieści, że Montsegur trwa … to nic innego jak próba wczucia się w tamtejszą rzeczywistość. Odtworzenia jakim to presjom dnia codziennego poddawani byli ludzie, próbujący zgłębić Nieskończoność Boską zawartą w Świętych Księgach i kiełkującą w nich samych. Czym było Montsegur? Kim byli Doskonali? A to już zupełnie inna historia…