Ćwiara minęła AD 1987!
Ostatnią bardzo dobrą płytą The Alan Parsons Project było dla mnie “Eye In The Sky” - choć zarazem zawsze uważałem ten album za płytę zmarnowanej szansy. Bo mógł to być album doskonały: strona pierwsza, aż po kulminację pod postacią wybitnego “Silence And I”, to rzecz dziesięciogwiazdkowa, bez słabego punktu, strona B już nieco zawodziła (“Psychobabble” - rzecz bardziej na stronę B singla niż na album). Potem było już wyraźnie słabiej: ani “Ammonia Avenue”, ani “Vulture Culture” mnie nie oczarowały, na każdej obok dobrych momentów było sporo słabizny, a do “Stereotomy” wracam rzadko. “Gaudi” na tym tle prezentuje się jako bodaj najciekawszy album późnego The Alan Parsons Project.
Znów mamy do czynienia z concept-albumem, tym razem dość luźno osnutym wobec postaci Antoniego Gaudi. Płyta zaczyna się znakomicie: minisuita “Sagrada Familia” nieco kojarzy mi się z Wakemanowym cyklem o siedmiu cudach świata – jest podniosły nastrój, nie brakuje zmian tempa, są pastelowe klawiszowe pejzaże, nie brakuje momentów dramatycznych i pełnych patosu, są wielogłosowe partie wokalne, pojawiają się narracje. Równie udany jest „Closer To Heaven”: zgrabna, fortepianowa, ładnie się rozwijająca ballada, bez niepotrzebnych udziwnień, o pięknej, zwięzłej melodii.
Niestety, nie zabrakło wyraźnie słabszych momentów: mimo różnych aranżacyjnych i brzmieniowych ciekawostek, „Standing On Higher Ground” to niestety mocno typowa pop-rockowa piosenka, jakich Parsons i spółka natrzaskali już co nieco; a o „Money Talks” im mniej się powie, tym lepiej. Całkiem nieźle, aczkolwiek bez rewelacji wypada „Too Late” - przebojowa, typowa dla pop-rocka lat 80. piosenka. Na szczęście finał płyty wynagradza te braki – „Inside Looking Out” to delikatna, intrygująco zaaranżowana, ciekawie rozbudowana aranżacyjnie ballada, zaś instrumentalne „Paseo de Gracia”, z gitarowym solem i syntezatorowymi fanfarami, to zgrabna przeróbka tematu z początkowego „Sagrada Familia”.
"Gaudi" to ostatnia płyta Projektu Alana Parsonsa – potem zaczął już nagrywać pod własnym nazwiskiem jako artysta solowy (pojawił się jeszcze album "Freudiana", ale większość źródeł - w tym oficjalna strona zespołu - traktuje ten album jako dzieło Erica Woolfsona i kończy dyskografię Projektu właśnie na "Gaudi") – nie jest płytą na miarę choćby „Pyramid”, co nie zmienia faktu, że jest płytą całkiem udaną, zawierającą parę utworów naprawdę sporej klasy. Jak najbardziej można posłuchać. (W wersji CD dopchano całość różnymi mniej lub bardziej interesującymi ścinkami – większość można spokojnie przeskoczyć, na uwagę zasługują głównie wczesne miksy „La Sagrada Familia” i „Paseo de Gracia”.)