Wielki Piątek. Specjalny dzień, to i specjalna muzyka. Ale zanim do niej przejdziemy, krótka historyjka na początek. Bo pewien utwór praktycznie wyłącznie kojarzy mi się z Tym Dniem, mimo, że wydźwięk ma bardziej uniwersalny. Ale ponoć słuchać go można było onegdaj tylko w Taki Dzień jak Dziś.
Mówi się zatem, że to król Dawid jest autorem pewnego psalmu błagalno – pokutnego. Dlaczego? Ano prozaicznie - uwiódł on żonę swojego wojownika, Uriasza Hetyty, który w tym czasie walczył dla niego z Ammonitami pod Rabbą. Gdy Dawid zorientował się, że Betszeba (owa uwiedziona niewiasta) jest w ciąży, wezwał z pola bitwy swojego woja, licząc, że ten po długim pobycie w „okopach” skusi się wdziękami swojej żony (coby nie było na niego). Jednak żydowskie prawo religijne (na mój gust zupełnie zapomniane obecnie) nakazujące powstrzymanie się żołnierzy od seksu w czasie działań wojennych nie pozwoliło Uriaszowi na spędzenie nocy z żoną. No i pozamiatane. Żeby więc rzecz się nie wydała, Dawid wysłał swego wojownika na wojnę z rozkazem, by ów wziął udział w najcięższych walkach. A że Uriasz był dzielny i słuchał się rozkazów, no to poszedł i takoż ustrzelili go skutecznie Ammonici z łuków. I Batszeba już nie była zamężna... Zaś po upływie żałoby Dawid ożenił się z dawną nałożnicą i jakby to powiedzieć… wcale nie żyli długo i szczęśliwe (więc Hollywood filmu o tym nie zrobi). We wszystko bowiem wmieszał się patrarcha Natan, który swoim proroctwem napiętnował dwójkę rozpustników. A efekt proroctwa był niestety dość makabryczny: pierwszy syn Dawida i Betszeby zmarł, jakoż to zostało przez Natana zapowiedziane. Ech...
Boleściwy i skruszony zaś Dawid napisał właśnie ów Psalm 51 (uwaga, Grecy znają go pod numerem 50). Znalazł się on w Księdze Psalmów i zaczyna się od słów Miserere Mei. Jest to klasyczny przykład incipitu, czyli formułki, oznaczającej początkowe wyrazy lub całe pierwsze zdanie tekstu samego utworu (od incipere – zaczynać). Tekst dawidowy był na przestrzeni wieków wykorzystywany przez wielu kompozytorów jako osnowa utworów wokalno-instrumentalnych wykonywanych w czasie liturgii w Kościele katolickim. Wśród nich, najsłynniejszym i najpiękniejszym jest Miserere Mei kapelmistrza katedry sykstyńskiej Gregorio Allegriego. Skomponowane na dwa chóry, zachwyca zwłaszcza partiami solowymi śpiewanymi przez chłopców z chóru chłopięcego. Współczesny Allegiemu papież zastrzegł, że dzieło to – tak silnie oddziaływujące na słuchacza – może być wykonywane jedynie w Katedrze Sykstyńskiej i tylko w Wielkim Tygodniu.
Na szczęście czasy się zmieniły. Przynajmniej, jeśli chodzi o wykonywanie muzyki. Bo jak inaczej mógłby się odbyć koncert The Tallis Scholars (to ich wszak się tyczy dzisiejsza recenzja) w Santa Maria Maggiore w Rzymie. Nie mógłby. A tak możemy tej muzyki posłuchać, popatrzeć na niesamowite wnętrza. I samo DVD dzięki tym różnym zabiegom urasta do rangi hitu nad hitami. Począwszy od miejsca, które wybrano na zaprezentowanie tej muzyki – pięknych i idealnie komponujących się z dostojnym śpiewem The Tallis Scholars wnętrz rzymskiej bazyliki, dzieł malarzy i rzeźbiarzy renesansowych, przez publiczność (również tą z Watykanu) po samo zestawienie poszczególnych utworów, które tamtego wieczoru na eskwilińskim wzgórzu wybrzmiały.
Zaczyna się wszystko od Missa Papae Marcelli Giovanni’ego Pierluigi da Palestriny. Ten kompozytor, nazywany „Bachem renesansu” uczył się w zamierzchłych czasach swojej młodości śpiewu w … Bazylice Santa Maria Maggiore! Palestrina, pochodzący z małej miejscowości położonej w pobliżu Rzymu w wieku ok. 18 lat (około, bo są wątpliwości co do faktycznej daty jego narodzin) został kapelmistrzem katedry w swoim rodzinnym mieście. Szybko jednak awansował, i wieku 30 lat mógł już się poszczycić tytułem nauczyciela śpiewu i kapelmistrza w katedrze Św. Piotra w Rzymie. W 1555 roku został śpiewakiem w Cappella Pontificia, osobistej kapeli papieskiej papieża Juliana III. Wyrzucony z niej wkrótce przez następcę Juliana, Pawła IV, który zakazał śpiewu w kapeli żonatym (!) muzykom zaczął udzielać się z powrotem w bazylice Santa Maria Maggiore oraz w bazylice św. Jana na Lateranie.
Napisał ponad sto mszy (4 i 8 głosowych) i odcisnął takie piętno na muzyce kościelnej, że Sobór Trydencki uznał styl Palestriny za oficjalny styl wielogłosowej muzyki kościelnej. W jego kompozycjach zwraca uwagę niezwykła staranność deklamacji tekstu. Dajmy do tego prostotę rytmiczna i harmoniczna oraz podniosły charakter jego kompozycji i mamy obraz tzw. stylu osservato (surowy). Uczenie napisane, ale brzmi naprawdę pięknie.
Następny utwór na koncercie – to właśnie Gregorio Allegri ze swoim nieśmiertelnym Miserere Mei, od którego zaczęliśmy dzisiejszą opowieść o muzyce. Tradycyjnie nokautuje mnie wykonanie The Tallis Scholars, a Deborah Roberts to maestria i tyle. Nie będę więcej pisał, tej muzyki wstyd nie znać.
I na koniec znowu wracamy do Palestriny. Najpierw – jedno z najbardziej „znanych” a zarazem najpiękniejszych Stabat Mater Dolorosa. Jakże różne od dzieła Vivaldiego, którego dane mi było posłuchać niedawno live. Zaraz po nim Alma Redemptoris Mater – antyfona do Matki Boskiej, odmawiana w Kościele w okresie Adwentu. I wreszcie Magnificat Primi Toni - cudo.
A kończy się wszystko Nunc dimittis. Ech…
Oczywiście niełatwa to muzyka. Zachwycająca. Perfekcyjnie wykonana. Nieopisywalnie piękna. Akurat na taki dzień. Czegóż oczekiwać…