To, że Wiktor Zborowski jest jednym z najbardziej charakterystycznych aktorów polskiej sceny jest chyba kwestią bezsporną, której nikomu nie trzeba specjalnie wyjaśniać. Ale pewnie nie wszyscy wiedzą, że aktor ten jest również piosenkarzem i, co więcej, „fachem” tym para się nie od dzisiaj. Wrocławska Luna kolejny raz bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Tuż pod koniec ubiegłego roku ukazał się tak naprawdę pierwszy retrospektywny krążek, tajemniczo zatytułowany Kropla w morzu, z piosenkami śpiewanymi przez Wiktora Zborowskiego. W ostatnich tygodniach coraz częściej zacząłem wracać do tego wydawnictwa.
Przede wszystkim zacznijmy od tego, że nie jest to album skierowany do mas. Jeśli lubimy piosenki z Kabaretu Starszych Panów w wykonaniu Wiesława Michnikowskiego, Wiesława Gołasa czy Jana Kobuszewskiego (nomen omen wuja artysty), cenimy twórczość Wojciecha Młynarskiego, to płyta Kropla w morzu na pewno przypadnie nam do gustu. Kompilacja zawiera trzynaście piosenek, a wśród nich znajdziemy trzy znakomite duety: z Marianem Opanią („Jak artyści szli do nieba”), Kamilą Kraus („Zasypiamy na słowach”) i Ewą Bem („Bo we mnie jest sex”).
Pierwszą tytułową kroplą w morzu jest znakomita i wcale niezgorzej zaśpiewana kompozycja „Brecht 1950, Ostatnie słowa” autorstwa Romana Kołakowskiego. Zaskakująco wypada jazzrockowy i przestrzennie brzmiący legendarny „Pan Twardowski” śpiewany do muzyki Jerzego Satanowskiego. Bardzo teatralnie i – rzekłbym – nie mniej emocjonalnie wypada „Łaźnia” z 1968 roku, pochodząca z repertuaru legendarnego Włodzimierza Wysockiego. Ciepło, interesująco i jakże erotyzująco brzmi śpiewny dialog, jaki prowadzi artysta z Kamilą Kraus w „Zasypiamy na słowach”. Kropli w morzu bardzo dobrze słucha się w całości, ale gdybym miał wybrać swoje ulubione fragmenty, na pewno zacząłbym od fantastycznych „Alkoholików z mojej dzielnicy” i zawadiackiego, śpiewanego celowo jakby na rauszu „Przystanku koło ZOO” – obu autorstwa Wojciecha Młynarskiego. Od strony muzycznej niesamowity jest wspomniany wcześniej „Pan Twardowski” oraz „Gotowany pies”, do którego muzykę skomponował także Jerzy Satanowski. Swoją drogą ta ostatnia piosenka zawiera świetny chórek wokalny w tle. Do osobistych faworytów śmiało dołączam wieńczący całość duet Wiktor Zborowski – Ewa Bem „Bo we mnie jest sex”.
Album warty posłuchania i naprawdę chce się do niego wracać, tym bardziej, jeśli lubimy słuchać piosenki aktorskiej czy kabaretowej. Artysta świetnie odnajduje się w roli interpretatora tekstów m.in. Jonasza Kofty, Mariana Hemara, Wojciecha Młynarskiego, Zbigniewa Herberta czy Włodzimierza Wysockiego. Wcześniej nie znałem aż tak dobrze Wiktora Zborowskiego od tej strony. Teraz wiem, że jest nie tylko znakomitym aktorem, ale i piosenkarzem. Kropla w morzu jest tego bardzo dobrym potwierdzeniem, wydawnictwem reprezentatywnym dla pokaźnej twórczości wokalnej artysty.