ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Hayes, Isaac ─ Shaft w serwisie ArtRock.pl

Hayes, Isaac — Shaft

 
wydawnictwo: Stax Records 1971
 
1. Theme From Shaft (Vocal Version) (Hayes) [04:38]
2. Bumpy’s Lament (Hayes) [01:52]
3. Walk From Reggio’s (Hayes) [02:24]
4. Ellie’s Love Theme (Hayes) [03:18]
5. Shaft’s Cab Ride (Hayes) [01:09]
6. Cafe Reggio’s (Hayes) [06:00]
7. Early Sunday Morning (Hayes) [03:49]
8. Be Yourself (Hayes) [04:30]
9. A Friend’s Place (Hayes) [03:22]
10. Soulsville (Hayes) [03:48]
11. No Name Bar (Hayes) [06:11]
12. Bumpy’s Blues (Hayes) [04:04]
13. Shaft Strikes Again (Hayes) [03:04]
14. Do Your Thing (Vocal Version) (Hayes) [19:30]
15. The End Theme (Hayes) [01:56]
 
Całkowity czas: 69:35
skład:
Isaac Hayes – Vocals, Keyboards, Arrangements. Pat Lewis – Backing Vocals. Rose Williams – Backing Vocals. Telma Hopkins – Backing Vocals. Instrumentation by The Bar-Kays and The Isaac Hayes Movement: Lester Snell – Electric Piano. James Alexander – Bass Guitar. Charles Pitts – Guitar. Michael Toles – Guitar. Willie Hall – Drums. Gary Jones – Conga Drums. Richard „Johnny” Davis – Lead Trumpet.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,2
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 2, ocena: Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
20.01.2012
(Recenzent)

Hayes, Isaac — Shaft

Gorączka Sobotniej Nocy odcinek VIII. Czarna siła i praojcowie disco.

Gdy w roku 1959 na ekrany amerykańskich kin wszedł film „The World The Flesh And The Devil” – postnuklearna fantazja nieco przypominająca niedawne “Jestem legendą” – w niektórych stanach nie był wyświetlany. Bo jedną z głównych ról grał Afroamerykanin – Harry Belafonte. Niby z segregacją rasową walczono już od pewnego czasu – Benny Goodman w swoim zespole zatrudniał muzyków bez względu na kolor skóry i bezwzględnie wyrzucał tych, którzy pozwalali sobie na rasistowskie docinki – ale jak na razie, bez specjalnych efektów, zwłaszcza na południu. Zresztą Belafonte – wtedy już popularny piosenkarz – przez całe lata konsekwentnie odmawiał występów na południu Stanów.

Ale czasy zaczęły się wreszcie zmieniać. Pojawiły się pierwsze decyzje Sądu Najwyższego znoszące segregację rasową, Martin Luther King gromadził coraz większe grono zwolenników, nadeszło Lato Wolności 1964 – i powoli, krok po kroku, Afroamerykanie zdobywali sobie coraz mocniejszą pozycję w społeczeństwie. Także na srebrnym ekranie. „Zgadnij kto przyjdzie na obiad” (przesadnie laurkowaty, ale ważny film), „W upalną noc” Normana Jewisona… Dość szybko afroamerykańscy aktorzy i aktorki zaczęli zdobywać coraz ważniejszą, coraz bardziej eksponowaną pozycję na ekranach kin. Wkrótce też pojawiły się filmy przeznaczone przede wszystkim dla czarnej publiczności.

Z reguły nie były to dzieła specjalnie wyrafinowane artystycznie – w lwiej części wpadały do szufladki oznaczonej: kino eksploatacyjne. Czyli nisko- i średniobudżetowe produkcje, z dużą ilością przemocy i golizny. Dość szybko ukuto na ten rodzaj filmów zgrabne określenie: blaxploitation.

„Shaft” miał początkowo być typowym filmem spod znaku blaxploitation. Pomijając sporą dawkę przemocy i rozbieranek – trochę zamierzenie, trochę przypadkiem reżyserowi Gordonowi Parksowi udało się zawrzeć w tym filmie dużo więcej. Choćby w otwierającej całość scenie, w której Richard Roundtree jako John Shaft maszeruje przez Times Square. Wyniosła postawa, ocierająca się wręcz o arogancję pewność siebie, czarna skórzana kurtka, gibki, majestatyczny, jakby nieco zwierzęcy sposób poruszania się – czarna duma w pełnej krasie – takiej manifestacji black power w kinie wcześniej nie było. Dziś może się to wydać drobiazgiem, ale w roku 1971 to naprawdę robiło wielkie wrażenie. Do tego ilustrująca całość funk-soulowa muzyka, nadająca ruchom Shafta niezwykły, erotyczny magnetyzm… To nie jest podporządkowane białym czarne pomiatadło, to pewny siebie, emanujący siłą i majestatem lew, dumny władca sawanny maszerujący przez swoje łowieckie terytorium. Niektórzy filozofowie i socjologowie na potęgę zaczytywali się w tandetnych komiksach i kryminałach, gdyż w nich znajdowali o wiele pełniejszy obraz rzeczywistości, zapis nastrojów danego czasu, niż w dziesiątkach uczonych traktatów. Dokładnie takim zapisem jest właśnie „Shaft”. (A tak poza tym, to świetne kino rozrywkowe – gorąco polecam. Kontynuacje są już dużo słabsze, a remake najlepiej przemilczę.)

A co do muzyki: praojcowie disco wywodzą się z amerykańskiego Południa. Tam bowiem w drugiej połowie lat 50. narodziła się przedziwna hybryda. Przedziwna, bo kazirodcza co nieco. Ojcem nowego gatunku był klasyczny blues, gospel, do tego soul i nawet country and western – matką natomiast młodziutka córka tychże, rock n’ roll. Nowy styl kładł nacisk na rytm, na puls, podminowujący kompozycję, teksty i muzyka były na dalszym planie. Owa Katherine Cross, która już w niedalekiej przyszłości miała urodzić gatunek muzyczny znany jako funk, nazywała się – southern soul.

Na mapę amerykańskiej muzyki southern soul wprowadziło kilku wybitnych muzyków: Ray Charles, James Brown, Otis Redding, Little Richard. Stajnią skupiającą artystów wykonujących southern soul była Stax Records; sławę zdobył etatowy zespół akompaniujący tejże wytwórni – Booker T. & The MG’s pod wodzą natchnionego multiinstrumentalisty Bookera T.Jonesa. Southern soul i jego nieco subtelniejsza, bardziej zmysłowa odmiana – Memphis soul – w połowie lat 60. biły rekordy popularności. Jednym z artystów, którzy zdobyli wtedy sławę, był Isaac Hayes.

Urodzony 20 sierpnia 1942 Hayes zdobył początkowo sławę jako muzyk akompaniujący (był pianistą-samoukiem) i kompozytor przebojowych piosenek dla wykonawców ze stajni Stax Records. Samodzielną karierę rozpoczął w roku 1967; na początku 1971, gdy poproszono go o stworzenie muzyki do filmu „Shaft”, był już uznaną gwiazdą jako artysta solowy. Do takiego stopnia, że poprosił, by to właśnie jemu powierzyć rolę Shafta; niestety, podpisano już kontrakt z Richardem Roundtree. Niezrażony Hayes przygotował ponad godzinę muzyki, wydanej na dwupłytowym albumie towarzyszącym filmowi.

“Theme From Shaft” to już southern soul w fazie dojrzałej: mamy tu funkową pulsację, specyficzną, zmysłową rytmikę, przycinającą gitarę z kaczką, wstawki dęciaków… Można zauważyć, jak z soulu rodzi się tu funk. W takiej właśnie soulowo-funkowej (z wyraźną przewagą soulu) stylistyce utrzymana jest cała płyta. Sporo tu muzyki typowo ilustracyjnej, filmowej: minorowy „Bumpy’s Lament”, zaczynający się jak dźwiękowy kolaż „Walk From Regio’s”, w drugiej części przechodzący w zgrabne funkowe granie z dęciakami. W „Ellie’s Love Theme” główna rola przypada nadającemu ciepły klimat wibrafonowi. Cieplutko wypada też „A Friend’s Place”. „Soulsville” to soulowy fragment z bardzo stylowym śpiewem Hayesa. A bodaj najciekawszym fragmentem płyty jest „Do Your Thing”: prawie dwadzieścia minut funkująco-soulującego jamowania w wykonaniu zespołu The Isaac Hayes Movement.

„Shaft” okazał się najbardziej znaną płytą Hayesa i najlepiej sprzedającą się płytą w historii Stax Records. Po latach broni się bardzo dobrze: te 70 minut grania to ważne ogniwo w ewolucji afroamerykańskiej muzyki popularnej, swoiste połączenie pomiędzy soulem a funkiem, z którego już za kilka lat wywiedzie się disco. Bardzo fajna płyta, tak po prostu.

Jutro: Gorączka Sobotniej Nocy odcinek IX. Czyli wizyta w Europie i spotkanie z muzyczną Marit Bjoergen.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
Picture theme from BloodStainedd with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.