Newbreed to metalowy kwartet z Bielska Białej założony w 1999 roku. Na koncie formacji znajdują się trzy długogrające albumy studyjne oraz kilka pomniejszych wydawnictw. Jednak dopiero ich najmłodsze dziecko zasłużyło sobie na miano ‘czarnego albumu’ i ochrzczone zostało nazwą zespołu.
Na początek kilka słów na temat okładki. Dużo wody wątpliwej jakości upłynęło w Wiśle odkąd widziałem tak zgrabnie zaprojektowany digipack. Od frontu wita nas minimalistyczna, ale niezwykle sugestywna, czarno-biała grafika, od której odstępstwem są, początkowo przeze mnie nie dostrzeżone, czerwone ptaki otaczające nazwę formacji (i płyty). Po rozłożeniu pudełka zostajemy w podobnej stylistyce: czerń, biel, szarości, subtelne grafiki, zdjęcie zespołu. Wychodzi na to, że niezależnie od brzmienia esteci znajdą tutaj coś dla siebie, a warto wspomnieć, że za projekt graficzny płyty odpowiedzialny jest laureat tegorocznych Fryderyków - Łukasz Pach.
Mimo wszystko płyty nie służą do oglądania, ale do słuchania, więc i o brzmieniu warto wspomnieć. Na krążku znalazło się dziesięć kompozycji utrzymanych w stylistyce progresywnego metalu, o łącznym czasie trwania dążącym do czterdziestu sześciu minut. Przez wzgląd na to, że płyta prezentuje się niezwykle spójnie mimo tego, że nie jest koncept albumem, pozwolę sobie skupić się na najbardziej charakterystycznych momentach. Zaczynamy od promującego płytę How It Was To Be, który w moim odczuciu doskonale nakreśla obraz zawartości krążka. Rozwija się niewinnie, powoli, przestrzennie. Jednak ta dopiero nam ofiarowana przestrzeń zostaje brutalnie wyrwana, atmosfera gęstnieje i pojawia się ten chyba najbardziej charakterystyczny element muzyki z dopiskiem progressive – połamany rytm. Oprócz wspomnianych muzycznych połamańców nie brakuje też licznych zmian tempa, zabawy przestrzenią, rytmicznych bębnów i mocniejszych uderzeń. Pojawiają się też momenty, w których panowie z Newbreed przypominają, że mimo młodego wieku doskonale potrafią operować swoimi muzycznymi atrybutami. Na płycie pojawiają się dwa muzyczne oddechy, czyli stonowane, bardziej ambientowe utwory, za którymi stoją ciekawe historie. Pierwszym z nich jest When I Admire the Word, na którym całą partię wokalną wykonał zaprzyjaźniony z zespołem, znany z Illusion i Lipali, Tomasz ‘Lipa’ Lipnicki. Tym drugim muzycznym smaczkiem jest Another Home in You, czyli akustyczna wariacja na temat szczęścia, w której głos zabrali nie tylko bracia Wołonciej, na co dzień występujący w Newbreed. Jako trzeci schowany w harmonii wokal pojawił się Tomasz Wołonciej Senior, czyli rodzic dwójki utalentowanych muzyków. Na płycie pojawił się jeszcze jeden gość: Wacław ‘Vogg’ Kiełtyka znany z Decapitated, który użyczył swoich umiejętności uzupełniając utwór An Answer Without Any Words o gitarową solówkę.
Patrząc na tę płytę nie sposób nie dostrzec jej walorów. Zgrabnie wydane, dobrze zrealizowane, czysto i klarownie brzmiące wydawnictwo, na którym można znaleźć muzykę na nowo definiującą poczynania formacji Newbreed, próbującą przerzucić pomost pomiędzy dźwiękami mainstream’owymi, a znanymi z małych klubów, tymi mniej i bardziej przystępnymi dla ogółu wrażeniami. Na ile skutecznie taki zabieg wyszedł formacji z Bielska Białej? Oceńcie sami. Krążek zdecydowanie warty przesłuchania, a formacja obserwowania.