Jeszcze jedna mała zaległość z ubiegłego roku, o której miłośnicy progresywnego grania nie powinni zapomnieć. Dosłownie mała, gdyż to epka, trwająca 41 minut (co akurat, jak na tego typu płytkę, wcale nie jest mało) i zawierająca pięć kompozycji. Brytyjczycy z Big Big Train nie należą może do ekstraklasy współczesnego progrocka, działając sobie spokojnie, bez większego rozgłosu i wydając kolejne płyty, jednak poziomem artystycznym swoich wydawnictw mogą doprawdy zauroczyć. W zasadzie nie grają niczego wielkiego – ewidentne nawiązania do Genesis z drugiej połowy lat siedemdziesiątych, są aż nadto widoczne. Jednak – w przeciwieństwie do Włochów z The Watch – nie są tylko ich naśladowcami. Trzymając się klimatu tamtych czasów wnoszą od siebie sporo świeżości, przestrzeni, ciekawej melodyki i instrumentalnego bogactwa (akordeon, mandolina, banjo, theremin, flet wibrafon, e-bow). To wszystko, oraz ciepły głos Davida Longdona, przypominający delikatnie barwę wokalu Petera Gabriela, sprawia, że są rozpoznawalni i na swój sposób oryginalni.
Far Skies Deep Time jest naturalną muzyczną kontynuacją wydanego rok wcześniej bardzo udanego albumu The Underfall Yard. Rozpoczyna go kompozycja Master Of Time – cover utworu Anthony’ego Phillipsa, który znalazł się na debiutanckim krążku tego artysty The Geese and the Ghost (a w zasadzie jego edycji z 1990 roku, jako kompozycja bonusowa). Trzeba przyznać, że wersja panów z Big Big Train, choć utrzymana w duchu oryginału, nadała temu ascetycznemu utworowi większej wyrazistości i przede wszystkim energetyczności. Kolejny Fat Billy Shouts Mine zwrócić musi uwagę choćby klawiszowymi popisami, gościnnie tu występującego, Martina Orforda, zaś trzeci w zestawie, najkrótszy British Racing Green urzeka lekko jazzowym posmakiem, mogącym chwilami kojarzyć się z Quidamowym The Fifth Season. Następujący po nim Brambling, pewnie dla kontrastu, jest muzycznie najbardziej pogodnym utworem na krążku, choć w swojej literackiej wymowie wcale niewesoły, dotykający pierwszego, niezwykle bolesnego, miłosnego zawodu. Całość wieńczy prawie 18 – minutowy epik, poświęcony belgijskiemu bardowi - Jacques’owi Brelowi, z zagranym przez Longdona na akordeonie fragmentem, ślicznymi partiami fletu oraz intrygującym wykorzystaniem „elektronicznego smyczka” przez Dave’a Gregory’ego. Doprawdy, to pełna klasy muzyka, zagrana przy okazji przez znających się na rzeczy artystów.