Ninth Moon Black to złożona z pięciu elementów progresywno – postmetalowa układanka, wywodząca się z północno-zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Na ich koncie znalazła się długogrająca płyta Ninth Moon Black wydana w 2007 roku nakładem Forgotten Empire Records oraz zrealizowany i rozprowadzony własnym sumptem minialbum Kalyug.
Kalyug to koncept album oparty na założeniu regresu ludzkości w kierunku egocentrycznego sposobu bycia. Bezpośrednio nawiązuje do terminologii hinduistycznej kosmologii, skąd zaczerpnięto nie tylko terminologię, ale i ciekawy przekaz. Tłem utworów są sample zawierające wypowiedzi Michaela Cremo dotyczące wspomnianego nurtu filozoficznego. Całość przelana została na grafiki wykonane przez Heldera Pedro. Jedna z nich została zaadaptowana na okładkę minialbumu.
Okładka Kalyug robi niesamowite wrażenie. Nawiązuje do nieprzerwanego cyklu życia i śmierci, do odrodzenia poprzedzonego przez destrukcję, do kolejnych faz, na które wspina się ludzka cywilizacja na drodze do absolutu. Obraz przytłacza i zawiera bardzo dużo szczegółów. Jednak najbardziej rzuca się w oczy centralnie umiejscowiony obraz zniszczonych budynków, nad którymi lecą czarne ptaki – taki ptak pojawia się również w logo zespołu. Grafika sama w sobie warta jest zobaczenia.
Utworem otwierającym krążek jest Harbinger. Zaczyna się powoli, ambientowo. Pauzy pomiędzy dźwiękami stają się coraz krótsze. Snująca się melodia schodzi na drugi plan ustępując miejsca lektorowi. Ten przybliża założenia hinduistycznej kosmologii, dodając jakby mimochodem, że aktualnie znajdujemy się w ostatniej z czterech er – erze wojny i hipokryzji. Bez wątpienia jest to dobre wprowadzenie w koncept albumu. Kalyug to zdecydowanie najmocniejszy akcent na płycie. Miękkie, przyjemne brzmienie bębnów przeplatane przestrzennymi partiami gitar. Całość z sennej melodii zaczyna nabierać tempa i hipnotycznej zadziorności. Zwolnienia przeplatają się ze żwawszymi momentami. Gładko przechodzimy w pozycję numer trzy, czyli Causatum. To kolejna pozycja wzbogacona o wypowiedzi Michaela Cremo, mająca nas przygotować na spotkanie z prawdziwą muzyczną perełką. Tym kąskiem i moim zdecydowanym płytowym faworytem jest utwór zamykający ten ciekawy minialbum. Satya Yuga to wręcz epicka, postna opowieść. Niesamowicie przestrzenny i magiczny utwór, w którym nie szczędzono tych tak bardzo charakterystycznych dla gatunku przesterów. Jest też idealnym podsumowaniem całego krążka, obfitującym w zmiany tempa, łamania rytmu i głos lektora Nie lada gratka dla wszystkich fanów muzyki z pogranicza post rocka i post metalu z domieszką progresywnych naleciałości.