Pod koniec lat ’80, coraz wyraźniejszy postęp technologiczny miał swoje ujście także w muzyce. Bogaty wybór przeróżnych, często tanich instrumentów elektronicznych, system MIDI, nowe możliwości brzmieniowe i ogólne znudzenie ówczesnymi schematami, zasiały nową, popularną roślinkę, pod nazwą ‘muzyka elektroniczna’.
Już od samych początków to młodziutkie drzewko posiadało wiele różnorakich gałązek. Niech House, Acid-house, Elektro, czy Techno, posłużą nam za przykłady, nawet jeśli różnice między tymi kłączami, to sprawa bardzo dyskusyjna.
Zajmijmy się gałązką o nazwie Techno. Prekursorzy tej syntetycznej i pełnej wszechogarniającego rytmu muzyki, osiedli głównie w Detroit w USA, w Wielkiej Brytanii a także w Berlinie i innych niemieckich miastach. Muzycy ci, prezentowali i rozwijali różne oblicza techno. Mechaniczne i minimalistyczne dźwięki Detroit kontrastowały z kolorowym, bogatym i organicznym podejściem Anglików i twardym agresywnym berlińskim łomotem. Każdy z tych trzech ośrodków na swój sposób, dążył jednak do wyhodowania czegoś w rodzaju muzycznego narkotyku. Owa zielona, mistyczno-kosmiczna, i fantazyjnie powyginana gałązka, szybko nazwana została Trancem, Ambient-trancem, Hard-housem bądź Acid technem. Wcale nie trzeba było jej ucinać, palić, połykać, osuszać, rozdrabniać i wciągać nosem, żeby przeniosła nas na pomarańczowe pola Cydonii.
Wystarczy ją... posłuchać!
O ile w większości przypadków jest to muzyka, której nie poleciłbym żadnemu czytelnikowi portalu Caladan, tak angielska odsłona trance’u na pewno godna jest uwagi art-rockowców, a ja bez wahania zaliczam ją do art-techno. Najważniejsi brytyjscy wykonawcy tego nurtu to recenzowana już dawno temu Astralasia, Banco de Gaia, The Drum Club, Future Sound Of London, The Sabres of Paradise, System 7, a także Eat Static – początkowo poboczny projekt muzyków Ozric Tentacles.
Wszystko zaczęło się od niewinnych zabaw i eksperymentów z samplerem...
Pod koniec lat ‘80, perkusista Merv, i 2 klawiszowców Jolie i Steve – wszyscy z Ozric Tentacles, dostali w swoje ręce, prosty w tych czasach, elektroniczny instrument – sampler. Niczym nieoczekiwane porwanie przez UFO, sampler zmienił ścieżkę życiową muzyków.
Początkowe igraszki z mechanicznymi beatami z biegiem czasu zamieniały się w coraz poważniejsze wycieczki w stronę pełnej psychodelicznej repetycji, syntetycznej i bardzo gęstej muzyki . W końcu doszło do tego, że w okresie 1992-1994 przed każdym koncertem Ozriców, Merv, Jolie i Steve (którego rola w Eat Static z czasem traciła na znaczeniu) zajmowali się rozgrzewaniem publiki przed głównym show. Ku osłupieniu muzyków, support zdobywał często większe brawa, niż sam występ główny. W 1995 Merv i Jolie zdecydowali się opuścić Ozric Tentacles i zająć się swoim projektem na pełny etat.
Abdution z 1993 roku, to nie licząc wielu kaset z samplerowymi eksperymentami (wydanymi później jako podwójne CD Prepare Your Spirit), pierwszy pełnoprawny album dua, wspomaganego czasem przez wspominanego Steve’a Everetta. Debiut to bardzo ważny... więcej! To wręcz jeden z kamieni milowych transowej muzyki elektronicznej! Większość pomysłów i wynalazków z Abduction, bardzo szybko stanie się, za chwilę, transowymi schematami. Poczynając od płynnego podejścia do kompozycji, na nieco kiczowatych, ale świetnie oddających aurę muzyki, okładkach kończąc.
Na Abduction znajdziemy 10 przebogatych utworków, pełnych nietypowych rozwiązań melodycznych, kwaśnych i pulsujących linii basowych, psychodelicznych sekwencji analogowych i nawiązań do muzyki świata. Słowem – wystarczy wyciągnąć z Ozric Tentacles wszystkie najbardziej halucynogenne patenty, dodać do nich elektroniczny jednostajny, ale nigdy banalny rytm, na koniec podlać jeszcze dubowe pętle basowe wywarem z LSD– i bum – mamy Eat Static.
Wiele utworów z Abduction mogłoby najzwyczajniej w świecie, po drobnych przeróbkach znaleźć się na którejś wczesnej płycie Ozriców, na przykład zakręcony Splitting World, porywający Kinetic Flow czy bardzo erplandowa kompozycja tytułowa. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy do czynienia z muzyką elektroniczną pełną gębą, i mimo bardzo wielu Ozricowych podobieństw, nawet najwięksi fani Eda i spółki mogą się nieźle skrzywić, po starciu z nachalnym Gulf Breeze, pełnym roswellowskiej mistyki Intruderem (którego to formułę, muzycy rozwiną na następnej płycie – Implant) czy techniarskim Xenomorph.
Polecam wszystkim fanom różnej maści Space i Kraut-rocka, gdyż Trance jest bardzo często uznawany za logiczną progresje psychodelicznych dźwięków lat ‘70. Polecam też oczywiście fanom Ozriców. Nie poczuć wibracji Inner Peace to stracić naprawdę wiele!