Bardzo dobry i dojrzały debiut warszawskiej formacji, obok którego nie można przejść obojętnie. Intrygują już, nazwa kapeli, jak i tytuł nagranego albumu. „Maqama” to ponoć w języku arabskim krótkie opowiadanie, anegdota, „maqamat”, to z kolei zbiór takowych utworów. Pojawiający się tu „arabski wątek” nie jest zupełnie przypadkowy - wręcz przeciwnie – rzec by można, ma niezwykle istotny charakter. Wokalista, autor słów ale także i muzyki, Kamil Haidar, udzielający się również w zespole Shahid (inni muzycy to też nie żółtodzioby: Tomasz Krzemiński związany był z Neumą a Krzysztof Staluszka i Piotr Podgórski grają we Frog Off) ma arabskie korzenie a sama muzyka Maqamy jest wręcz przepełniona orientalizmami. Nie powinno to jednak odstraszyć amatorów ciężkiego i klimatycznego grania, bo tak naprawdę dobra rockowa muza dominuje w tych trzech kwadransach dźwięków zapisanych na płycie.
Zacznijmy od dwóch, spinających ten album niczym klamra, utworów: pierwszego „Exile” i ostatniego „Tears”. To jedyne na płycie kompozycje zaśpiewane po angielsku i jedyne tak otwarcie – głównie dzięki warstwie wokalnej, ale nie tylko – mogące kojarzyć się z dokonaniami stołecznego Riverside. Szczególnie ta druga, najdłuższa na płycie, znakomita rzecz, może urzekać nastrojem, swoistą onirycznością i mrocznością. No właśnie! Kompozycje Maqamy osadzone w średnich tempach oraz na ciężkich, „niskich” riffach, uderzają wręcz mrocznością, przenikliwą ciemnością i niepokojem. No i okraszone są wszechobecnymi orientalizmami zagranymi z wykorzystaniem oryginalnego instrumentarium (oud w „Exile” i lira korbowa w „Uciekaj”). Najdoskonalsze połączenie „Bliskiego Wschodu” z metalowym ciężarem mamy w „Darfurze”. Mocno wypadają poza tym „Ile sił” ze skradającym się głębokim basem i „Alaska” z wykrzyczanym refrenem.
Muzyka Maqamy jest chwilami bardzo duszna, traumatyczna oraz transowa i ma w sobie coś z dokonań… Toola. Hmm… Tool w bliskowschodnim sosie? Czemu nie! Podkreśla ją dodatkowo czarna szata graficzna ze świetną okładką oraz serią zdjęć Oli Zemke, „Marrakech”, pomieszczoną w książeczce. I jeszcze zdanie o warstwie lirycznej, która może i momentami ociera się o wyświechtany frazes i dosadność (nie będę bał się krat… mądrości kurew proroków fałszywych), ale właściwie chyba komentuje obłudę naszej współczesnej, „polityczno-religijnej” rzeczywistości.
Choć to muzyka jest tu najważniejsza, trudno pominąć znajdujące się w książeczce logo „Muzyka Przeciwko Rasizmowi” oraz fakt, iż kupując płytę wspieramy kampanię wodną „Woda pitna” PAH. Poza tym, w intrygujący sposób artyści zwracają się do odbiorcy: „Dzięki Ci za zakup oryginalnej płyty a jeśli znasz kogoś, kto nas okrada – łapy utnij”. Nie tylko ze względu na dbałość o wasze dłonie zachęcam do sięgnięcia po ten album... całkiem legalną drogą.