Dla mnie „Mercator Projected” to jedna z esencji piękna tzw. muzyki popularnej przełomu lat 60-tych i 70-tych; swoboda tworzenia, inspiracji, szukania środków wyrazu i poszukiwania własnego brzmienia. Według mnie to zdecydowanie najlepszy okres rozwoju muzyki rockowej. „Mercator Projected” jest tego jednym z wielu przykładów.
Prog rock, jazz rock, trochę psychodelii, mocny shot (to barmańskie określenie; takie zboczenie zawodowe) orientu. Generalnie trudno określić jednoznacznie styl, który EOE prezentują na swojej debiutanckiej płycie.
„Northern Hemispehere” – stonowana psychodelia.
„Isadora” – turecki rytm, świetne partie saksofonu i fletu w połączeniu z pulsującą linią melodyczną Geoffa Nicholsona przenoszą nas w sam środek „Baśni 1000 i jednej nocy”.
„Waterways” – delikatne skrzypce Arbusa, stonowany rytm, odrobina „karmazynowych” klimatów. To dopiero początek; chwilę potem czeka nas psychodeliczny odjazd rodem z debiutanckiej płyty Pink Floyd z dodatkiem orientalnych dźwięków.
„Centauri Woman” – zdecydowanie żart muzyczny rozpoczynający się od.. odgłosów spuszczanej wody w sedesie. Całość utworu utrzymana jest z bluesowej tonacji, z odrobiną „istofideno-owego” psychodelicznego stylu. No i do tego dochodzi prześmieszny tekst o „kobiecie o świetnym ciele, ale końskiej twarzy”...
„Bathers” – dużo melotronou, baśniowy klimat..., niemal rodem z klasycznych płyt The Moody Blues.
„Communion” – utrzymany w klimacie poprzednich utworów, czyli takie pomieszanie wszystkiego. Rozpoczyna ją swojska, zdawać by się mogło, partia fletu przerodzona w złowrogą partię skrzypiec i niespokojną linię melodyczną. Znów pojawia się bliskowschodni klimat utworu... i rosyjski żart na koniec utworu.
„Moths” – znów „pachnie” orientem dzięki partii perkusji i saksofonu z domieszką floydowej psychodelii.
„In The Stable of the Sphinx” – takie podsumowanie całej płyty, w ośmiu i pół minutach muzycy East Of Eden zdają się zawrzeć całą esencję “Mercator Projected” plus fajna, nieco „doors’owa” gitarowa solówka.
Po pierwszym przesłuchaniu wydawać by się mogło, że „Mercator Projected” to przysłowiowe ‘mydło i powidło’ ale w całym tym galimatiasie nietrudno odnaleźć ład i spójność, które nieczęsto charakteryzują debiutanckie wydawnictwa. W poczynaniach EOE wyczuwa się konsekwencje i świadomość własnego - obranego z pełną świadomością - stylu.
Właśnie dzięki temu, iż EOE jest zespołem niemal zapomnianym, odkrycie ich debiutanckiej płyty przez kogoś, komu wydaje się, że w tzw. rocku progresywnym usłyszał już wszystko, może okazać się bardzo miłym zaskoczeniem i impulsem do dalszych poszukiwań takich, zakopanych gdzieś głęboko w zakurzonych antykwariatach, perełek.