Z okładki spogląda gdzieś w dal łysiejący pan z długą brodą. Siedzi dostojnie, a z jego twarzy emanuje niemalże buddyjski spokój zdający się mówić: "przeszedłem swoją drogę i w tym miejscu właśnie teraz jestem z tym wszystkim co przeżyłem".
Z każdej piosenki z tej płyty emanuje ten spokój, pogoda ducha i pogodzenie z tym wszystkim pozytywnym, co los przyniósł. Stonowanie, klimatyczne i piękne. Kolejne utwory są dość skromnie zaaranżowane z wybijającym się głosem Havensa, którego barwa nie oparła się działaniu czasu, ale pomimo tego wciąż urzeka i brzmi stosownie do zdjęcia na okładce; po prostu dostojnie.
Po pierwszym przesłuchaniu wydawać się może, że "Nobody Left To Crown" nie jest niczym specjalnym, ale atmosfera tego krążka zostawia w duszy swoje ziarenko, które kiełkuje przy każdym kolejnym przesłuchaniu. Sami odkryjecie to piękno. Zresztą trudno też wskazać najlepsze utwory na płycie. Osobiście stawiam na „złagodzoną” wersję ‘Won’t Get Fooled Again’ The Who i urzekający ‘Hurricane Waters’.
Płyta zdecydowanie do polecenia na - zbliżającymi się dużymi krokami - chłodne jesienne wieczory. Ta dawka ciepła bijąca z tego krążka rozgrzewa i poprawia humor bardziej niż markowy rum.