Galeria ludzkich zwłok. Wysuszone i strawione przez zarazę stoją teraz nieruchomo rzędem jak gipsowe posągi nasłuchując umierającego czasu. Dookoła zalega zupełna cisza. Czas przestał istnieć. Totalna pustka wypełnia duszę przypadkowego obserwatora, który jest świadkiem powolnego acz nieuniknionego rozkładu ludzkiej egzystencji. Tym obserwatorem jesteśmy my sami a ponura wizja, jaka się roztacza przed naszymi oczami, to schyłek człowieczeństwa dotkniętego moralną dekadencją. Nagle spośród tej bezkresnej ciszy wyłaniają się dźwięki o tak upiornej melodyce, że mrożą krew w żyłach zmieniając jednostajny rytm naszego życia w najstraszniejszy koszmar, który trwa i trwa równie nieskończenie jak ocean, którego pomarszczony płaszcz sięga brzegami aż po sam horyzont i jeszcze dalej, tam gdzie już wzrok nie dociera. Dźwięki wznoszą się i opadają niczym okręt na falach niespokojnych wód. Okręt, którego rozpięte żagle są jak łabędzie skrzydła, wydaje się płynąć donikąd, dryfować bez celu, mając za kapitana opuszczony ster. Na pokładzie nie ma żywej duszy, tylko jakaś czarna postać o trupio bladym licu wpatrzona w dal nieprzytomnie. Jak cykle określające przypływy i odpływy oceanów krajobraz i muzyka zmieniają się, woda ustępuje miejsca bujnej roślinności a mroczne dźwięki rozjaśniają się. Teraz wędrujemy przez dzikie wzgórza porośnięte gęstymi lasami, których jeszcze nigdy nie tknęła siekiera. Naszej wędrówce ukazującej siermiężne pejzaże karpackie towarzyszą powtarzające się pastelowe rymy gitary akustycznej sączące się niczym wąskie strumyki w ciasnych wąwozach. Wraz z nimi podążamy nieprzebytym dotąd szlakiem w kierunku bliżej nieokreślonym, po prostu przed siebie. A kto wie, być może za następnym wzgórzem jest kres naszej podróży - ponure ruiny gotyckiego zamku, którego puste okna do dziś spoglądają złowieszczo na każdego, kto pojawi się w zasięgu ich hipnotycznego spojrzenia.
Brüder des Schattens – Söhne Des Lichts to druga obok wydanej nieco wcześniej Nosferatu: On The Way To A Little Way płyta z muzyką filmową do obrazu Wernera Herzoga zatytułowanego Nosferatu: Fantome De La Nuit. Florian Fricke niezadowolony z ostatecznego kształtu i brzmienia oryginalnej ścieżki dźwiękowej postanowił wydać płytę - suplement, która zawierałaby lepiej zaaranżowane, pełniejsze wersje utworów znanych z filmu. W efekcie otrzymaliśmy kolejny niezwykły album Popol Vuh, który nie tylko nie powielał materiału z On The Way... ale przede wszystkim oddawał wiernie to, co mogliśmy nie tyle zobaczyć, co usłyszeć na ekranie. To właśnie na płycie Brüder Des Schattens... kompozycje będące zaledwie zalążkiem bliżej nieokreślonej wtedy jeszcze idee fixe artysty z Monachium nabrały wyraźnych rumieńców, a ich kształty zaokrągliły się na tyle, by można było je podziwiać teraz z niekłamanym poruszeniem. I tak na przykład fragment "On The Way" z albumu Nosferatu doczekał się rozwinięcia i uległ wzmocnieniu za sprawą dogrania kilku dodatkowych ścieżek, a "The Morning Sun" - będący prototypem kompozycji "Söhne Des Lichts" - z króciutkiej, siermiężnie brzmiącej gitarowej kołysanki rozrósł się w złożoną melodycznie, wielowarstwową suitę o zaskakującej długości (20 minut! – sic!). Już otwierające płytę dźwięki są jak powracający nocny koszmar, z każdą kolejną sekundą upiorny chorał męskich głosów staje się coraz bardziej mroczny i straszny za sprawą nawarstwiania się tych samych dźwięków wykreowanych przez ein Münchner Kirchenchor, które raz po raz przybliżają się i oddalają potęgując nastrój grozy *.
Sam film Nosferatu Wampir, do którego ta właśnie muzyka została skomponowana, nie jest tak przerażający jak owe dźwięki wypełniające pierwszą część suity "Brüder Des Schattens...". To właśnie dzięki nim Werner Herzog zdołał określić granicę między dźwiękiem, a ciszą, która wisi nad człowiekiem niczym najgorsze przekleństwo, od którego nie sposób się uwolnić domowymi zabiegami. Cisza ma tu podobne parametry co strach, pojawia się nagle i równie szybko mija pozostawiając zdławionego lękiem widza.
Wracając do tytułowej suity, widzimy albo raczej słyszymy w jej środkowej części coś na kształt „pomostu”, jaki tworzą dźwięki oboju i chór łączący gęsty mrok "Brüder Des Schattens" z pogodnym blaskiem "Söhne Des Lichts". Jak już pisałem wcześniej mroczne dźwięki "Brüder Des Schattens" znikają równie nagle jak się pojawiły pod wpływem zdecydowanie bardziej pogodnych, musujących pozytywną energią gitarowych rymów i fortepianowego akompaniamentu. Z czasem muzyka gęstnieje i zwalnia tempo tak, jakby poszczególne dźwięki gitary i fortepianu z trudem "pięły się" w górę obarczone jakimś niewidocznym ciężarem (por. scena wspinaczki konnej Jonathana Harkera po bezdrożach karpackiej puszczy).
"Söhne Des Lichts" ukazuje nie tylko klasyczną grę Floriana Fricke na fortepianie ale przede wszystkim znowu niezwykłe brzmienie gitar jakby wyciśnięte z bawarskich korzeni tej niemieckiej grupy. Daniel Fichelscher, podobnie jak w przypadku płyty "Aguirre", obnosi się ze swoją grą na gitarze w mistrzowski sposób łącząc piękno i precyzję w każdym akordzie. Jest współautorem dwóch gitarowych impresji "Das Schloss Des Irrtums" i "Die Umkher", z których wyróżnia się ta druga nutą melancholii w grze ex-gitarzysty Amon Düül II. Jednakże, najsilniejsze uczucie smutku wyziera z utworu "Hoere, Der Du Wagst", w którym rozwlekłe dźwięki fortepianu zwieszają się w tonie rezygnacji aż do momentu całkowitego wyciszenia. Emocjonalny aspekt "Hoere, Der Du Wagst" zdaje się wyrażać tęsknotę za bliską naszemu sercu osobą, która odeszła bezpowrotnie (por. Lucy Harker w filmie Nosferatu przemierzająca samotnie piaszczystą plażę ze spuszczoną głową i pełnym smutku spojrzeniem po "stracie" męża...).
Brüder Des Schattens... to afirmacja światła i cienia, harmonijne zestawienie ze sobą tego co na pozór sprzeczne, jasnych akustycznych brzmień gitary i fortepianu z mroczną falą chóralnych głosów. Niewątpliwie, kolejne wielkie dzieło Floriana Fricke i Popol Vuh przypominające od strony formalnej wydany kilka lat wcześniej Aguirre, jednak zasadniczo różniący się od poprzednika sposobem łączenia nie zawsze kompatybilnych wartości muzycznych.
*) Mroczne preludium Brüder Des Schattens... straszy już nie tylko z płyt Popol Vuh, bowiem odnaleźć je można również w transowo-ambientowej kompozycji brytyjskiego zespołu Porcupine Tree o wybitnie iluzorycznym tytule Up The Downstair. Eksperymenty Stevena Wilsona, założyciela wspomnianego wcześniej zespołu, prowadzone pod szyldem Incredible Expanding Mindfuck zgłębiają fenomen krautrockowego nurtu niebezpośrednio nawiązując do takich utworów Popol Vuh jak „Aguirre I” czy „Brüder des Schattens” (por. I.E.M. "Piece For Hammered Dulcimer And Mellotron Choir").
Na tym jednak nie koniec. Muzyka Floriana Fricke doczekała się stosownego aplauzu wśród skandynawskich artystów. Ostatnie koncerty obiecującej szwedzkiej formacji death metalowej Opeth rozpoczynają dźwięki Popol Vuh puszczone z taśmy. Jak widać muzyka Popol Vuh cieszy się dziś dużym uznaniem artystów tworzących rozmaite rzeczy nie zawsze będące w zgodzie z tym, co lansują na co dzień komercyjne rozgłośnie radiowe