Ano, tym razem będzie o płycie, która z wielką sztuką niewiele ma wspólnego. Oj, nie, nie obawiajcie się – nie oznacza to lansowania przeze mnie jakichś popłuczyn po boys/girls bandach. Raczej chciałbym wam zaprezentować sylwetkę muzyka, który ma wiele wspólnego z elektroniczno – taneczną sceną muzyki współczesnej, a jednocześnie na swoim solowym albumie nie rozmienia swego talentu na drobne i nie narzuca się nam dźwiękami, od których puchną uszy.
Muzyka Jensa Gada to w gruncie rzeczy klasyczny w brzmieniu chillout, tak rozpowszechniony ostatnio przez tysiące składanek. Przyznam, że ta tendencja mi nie przeszkadza, w przeciwieństwie do takiego smooth – jazzu. Przede wszystkim dlatego, że do tego drugiego zaliczono już tak wielu artystów (których zupełnie bym o to nie podejrzewał), że aż strach myśleć co będzie dalej. Ta wolna amerykanka idzie niestety dalej - pytani o rodzaj ulubionej muzyki Polacy bardzo często używają odpowiedzi „jazz”, myśląc o takich wykonawcach, jak Mariah Carey tudzież ... Norah Jones czy George Michael. Ech...
Chillout w tej mierze jest mniej szkodliwy. Sączy się z głośników jak dobre wino, nie zmusza do specjalnych wyrzeczeń, nie koliduje ze światem wypoczynku i wytchnienia, jaki słuchacz chce sobie zafundować po całym dniu pracy. Ten łagodny, nikomu nie wadzący potok muzyki snuje się delikatnie i nie pozostaje nic innego, jak zanurzyć się w tych dźwiękach bez zobowiązań, kursów, polityków i męczarni dnia codziennego.
Jens Gad na Le Spa Sonique stworzył właśnie taką esencję wyrazistego spokoju. Słucha się tej muzyki z przyjemnością, czy to będzie urokliwe El Momento, tak mile kołyszące i łagodzące wszelkie zadry, czy też znakomite Navajo, zachwycające motywem zapadających w pamięć od pierwszego słuchania dźwięków syntezatorów. Każda z tych miniatur muzycznych, mających więcej wspólnego z romatyczną muzyką klasyczną, niż z współczesnymi produkcjami mistrzów dyskotek zawiera elementy, za które ceni się chillout. Melodia, spokój, relaks. Czego więcej chcieć.
Polecam. Niech to będzie dobry odpoczynek po różnych mniej lub bardziej ambitnych projektach. Dobry album, można posłuchać.