“Szukaj. Burz. Buduj.” Takie motto działania przyjął Józef Skrzek i dowodzone przez niego SBB. Dewiza ta jak ulał pasuje do Roberta Frippa i jego Karmazynowego Króla. Fripp zachowywał się nieco jak buddyjski mnich: gdy już w pocie czoła zbudował swoją mandalę –niszczył ją i zaczynał od zera… Dość przypomnieć: pierwszy skład KC, potem dwa razy przebudowywany skład z Collinsem i Sinfieldem, potem skład z lat 1972-74, kwartet z lat 1981-84, podwójne trio…
„Larks’ Tongues In Aspic” to pierwsze płytowe dzieło składu z Crossem, Brufordem i Wettonem. Zaprezentowanie nowej koncepcji muzycznej. Masywne orkiestracje i chóry z melotronu zniknęły, ten zacny instrument bardziej teraz dopełnia tło, uzupełnia brzmienie charakterystycznymi wstawkami. Dodatki instrumentów dętych – saksofonu, fletów, kornetu, trąbki – zostały zastąpione elektrycznymi skrzypcami (choć Cross czasem grywał też na flecie – vide wstęp do „Exiles”). Sekcja rytmiczna nabrała energii: głównie za sprawą potężnego, przygniatającego brzmienia gitary basowej. Fripp zaczął grać na gitarze w ostrzejszy, jednoznacznie rockowy sposób. Cała muzyka nabrała życia, czadu, mocy.
Pierwsza część utworu tytułowego: subtelny wstęp afrykańskiego finger piana Muira, potem wejście Frippa z ciężkim riffem gitary, chwila efektownego, zespołowego grania, długa solowa wstawka Crossa… Frippowa teoria zorganizowanego chaosu w pigułce: poszczególne części raczej nie mają ze sobą wiele wspólnego muzycznie, natomiast razem tworzą intrygującą całość. Następna na płycie „Book Of Saturday” to kolejna z Frippowych ballad-perełek.
„Exiles” zaczyna się trochę przydługawym wstępem, efektownie rozwijającym się w subtelną piosenkę. Znów efektownie buduje nastrój Cross ze swoimi skrzypcami i fletem. Całość ładnie puentuje gitarowe solo Frippa.
„Easy Money” to sięgnięcie przez Roberta do poprzedniej płyty King Crimson – koncertowego „Earthbound”. Utwór ten opiera się na funkowej podstawie sekcji rytmicznej, zderzając „czarną” muzykę z typowo Frippowymi rozwiązaniami brzmieniowymi. Ciekawie wypada zwłaszcza improwizowana wstawka w środku, przełamana wejściem gitary i powrotem tematu otwierającego utwór. Do tego Jamie Muir popisuje się na rozmaitych instrumentach perkusyjnych i wszelakich przeszkadzajkach, efektownie ozdabiając utwór. To samo robi w pulsującym, rytmicznym, instrumentalnym „The Talking Drum” – pięknie narastającym aż do ciężkiego riffu otwierającego drugą część kompozycji tytułowej.
„Larks’ Tongues In Aspic Part Two” to właśnie przede wszystkim mocny riff gitary. To dwa przeplatające się efektownie wątki muzyczne: pierwszy, w którym zespół efektownie „rozgrywa” ten właśnie otwierający motyw, i drugi – zaczynający się od uspokojenia, stopniowo narastający aż do ponownego wejścia pierwszego wątku… Piękne zamknięcie bardzo równej płyty, zawierającej szereg bardzo udanych, znakomitych kompozycji.
Znakomite kompozycje, świetny skład… Zatem płyta-marzenie? Niestety, nie. Coś z tą płytą jest nie tak. Słuchałem kiedyś bootlega składu z Muirem, jednego z ostatnich koncertów z szalonym Jamiem. Przypominało to oglądanie człowieka żywcem obdartego ze skóry: dzika, nieskrępowana żadnymi ograniczeniami energia, pierwotne szaleństwo, okrucieństwo wręcz. „The Talking Drum/Larks’ Part 2” to była zupełnie nieograniczona, pozbawiona jakichkolwiek granic podróż w głąb piekielnej otchłani, wściekła, wirtuozerska, szaleńcza jazda. Wersja z płyty studyjnej, w porównaniu, brzmi trochę jakby Fripp i spółka objedli się relanium… Podobnie „Easy Money”: efektownie brzmi ta frippowska odmiana funku, Muir efektownie to ozdabia swoimi perkusyjnymi cudami… ale na żywo to powalało. Miażdżyło słuchacza. Zwłaszcza rozwinięcie instrumentalne w środku: powoli uspokajające się, by nagle eksplodować wściekłym atakiem gitary i skrzypiec. A na płycie? Stępiły się kanty, wygładziło się… Może trzeba było, jak na „Starless And Bible Black”, część płyty nagrać na żywo?… Bo to bardzo dobra płyta. Ale dająca zaledwie przedsmak tego, na co naprawdę było stać King Crimson z Jamiem Muirem (notabene – dziś reżyserem – dokumentalistą).