Chciałoby się powiedzieć: jacy muzycy, taka płyta. Po zapoznaniu się ze składem tego – nie czarujmy się – muzycznego superprojektu, możemy w ciemno obstawiać, czego będziemy słuchać. A kogóż tutaj mamy? A choćby Magnusa Karlssona znanego z płyt takich wykonawców jak Allen / Lande, The Codex czy Primal Fear, Johna Macaluso, perkusistę nieodżałowanego Ark i wreszcie śpiewającego Tony’ego Harnella (TNT, Westworld, Morning Wood). Czwartym „do brydża” jest nowy basista Jonni Lightfoot, który zastąpił, grającego na debiutanckim krążku „Starbreaker” (2005), Fabrizio Grossiego. Dodajmy do tego zestawu słynnego producenta, Tommy'ego Hansena (TNT, Jorn, Pretty Maids, Helloween) i wytwórnię, która się wydaniem tego albumu zajęła – włoską Frontiers Records. Wiemy już o co chodzi? Oczywiście, że tak.
Starbreaker oferuje nam podany na wysokim poziomie melodyjny metal. Mistrzowsko wyprodukowany i zagrany przez fachowców. Dwanaście 4-5 minutowych kawałków, jeden lepszy od drugiego. Bo to w zasadzie zbiór melodyjnych, metalowych przebojów, z fajnymi riffami i nośnymi refrenami. W odróżnieniu jednak od wielu tego typu produkcji, nie mamy tu szybkiej jazdy i heavymetalowej galopadki. Dominują bowiem na płycie średnie tempa oraz wprowadzające sporo klimatu i nastroju, instrumenty klawiszowe. Te ostatnio wykorzystywane są czasami nieco „cukierkowo”, nawiązując tym samym do rzeczy ukazujących się w latach osiemdziesiątych.
Trudno wybrać najfajniejsze kawałki, gdyż każdy coś w sobie ma. Rozpoczynający „End Of Alone” praktycznie definiuje cały styl płyty. Jeśli was ruszy, brnijcie dalej, jeśli zniesmaczy – dajcie sobie spokój – dalej będzie podobnie. Kompletny szok przeżyłem słysząc pierwsze dźwięki utworu tytułowego „Love’s Dying Wish”. Klawiszowy motyw jest zwolnioną nieco kopią mega-znanego wstępu do przeboju HIM „Join Me”!! Na szczęście za chwilę wjeżdża mocna gitara i wszystko wraca do normy. Następujący po „Love’s Dying Wish”, „Unknow Superstar” razi nas z początku najbardziej hardrockowym riffem na całej płycie, po nim jednak delektujemy się absolutnie hiciarskim refrenem i najlepszą na albumie solówką Karlssona. Warto zwrócić uwagę na ładną, kończącą całość, jedyną balladę w zestawie, „This Close”.
Zastanawiałem się przez chwilę, w kogo ta płyta mogłaby trafić najcelniej? Wyszło mi, że sporo przyjemności w jej słuchaniu powinni mieć fani duetu Allen / Lande i grupy Ark. Zresztą, gdyby zastąpić partie wokalne Harnella, ciemniejszym, bardziej chropawym głosem Jorna Lande, mogłoby nam powstać „pół perfekcyjnej płyty” Ark! Bez dwóch zdań. Ciekawostką jest to, że w „Live Your Life” Harnell śpiewa właśnie jak Lande (tylko, że ten Lande bardziej „hard/heavy”). Zostając jeszcze przez moment przy partiach wokalnych. Nie da się zaprzeczyć, że upodabniają one nieco Starbreaker do… niemieckiego Vanden Plas. Fani tej grupy spokojnie mogą wysupłać na tę płytę trochę grosza. Mnie osobiście „Love’s Dying Wish” przypomniał jeszcze jeden zespół, nieco mniejszego kalibru, niż wymienione powyżej. Chodzi o australijski Voyager. Pamiętacie zawarty na jego ostatnim albumie zestaw metalowo-melodyjnych killerów? Tu jest równie ciekawie.