To nie jest nowy materiał. Powstał w połowie lat dziewięćdziesiątych, a dopiero w tym roku został wydany na oficjalnej płycie. Od razu trzeba zaznaczyć , że nie są to utwory nagrane wtedy i wydane teraz. Te utwory niedawno nagrano zupełnie od nowa. Nieco wiekowa muzyka w nowej produkcji. Jak to się sprawdza? Jak wypada po tych kilkunastu latach? Zupełnie dobrze, bo neo-prog wcale nie jest wymarłym gatunkiem i sporo zespołów się nim dalej zajmuje. Do tego nie jest to zbyt rozwojowa muzyka i takie kompozycje raczej nie miały prawa się zestarzeć. Teraz wzięli się za to fachowcy z Lynx Music i wreszcie pojawiła się pierwsza płyta grupy. Słuchanie Nemezis to jak słuchanie poważnej amerykańskiej kapeli AOR-owej – jeżeli ktoś liczy na jakieś zaskoczenia i niespodzianki, to się przeliczy i to grubo. Ale jeżeli ktoś ma ochotę posłuchać sobie czegoś takiego w dobrym wydaniu, bo lubi, to na pewno się nie rozczaruje. Nemezis, tak jak AOR-owcy, nie jest od poszukiwań artystycznych, tylko od robienia dobrej muzyki. Również do produkcji zabrano się w sposób bardzo profesjonalny i solidny, ale, i tu powtórzę jak mantrę, to Lynx Music i nagrana tam płyta MUSI brzmieć dobrze.
Twarde reguły gatunku, jakim jest neo-progressive, znacznie więcej wymagają od muzyków niż od słuchaczy – muszą być ładne melodie, musi być to bogato zaaranżowane, po prostu musi to efektowne i dosyć szybko wpadać w ucho. Nemezis wszystkie te warunki spełnia bez większych problemów, a czasami nawet ze sporym zapasem. Suita “The End” jest tego doskonałym przykładem, poza tym “Nemezis”, “Unknown Tomorrow”, “Somewhere in Time”. Jak zwykle na polskiej płycie sprawa angielskiego wokalu bywa dyskusyjna. Nie jest źle, ale wolałbym jednak, żeby to było zaśpiewane po polsku. Jakość partii wokalnych na płycie to inna sprawa. Karolina Strużycka głos ma bardzo dobry, ale technicznie jest dosyć surowa. Brakuje jej umiejętności, za dużo w jej śpiewaniu egzaltacji i amatorskich przydechów, a za mało rockowej werwy. Nie zawsze, co prawda, bo są momenty kiedy doskonale daje sobie radę – na przykład w “Nemezis” w duecie z Metusem, ale jak na mój gust jest tego stanowczo za mało.
Marcin Kruczek już na Mindfields udowodnił, że gitarzystą jest wybornym, ale tutaj momentami gra absolutnie rewelacyjnie. Już dawno nie słyszałem gitarzysty obdarzonego taką wyobraźnią i wrażliwością i do tego świetnego technika. Jest to szkoła wielkich stylistów gitary progresywnej – trzech Stefków, jednego Dawida i jednego Andy’ego.
Wydaje mi się, że Nemezis bezpowrotnie zgubiło te dwanaście lat. Miało szansę dołączyć do debiutujących wtedy Lizarda, Quidam czy Abraxas, a z takim materiałem nie musiałoby robić za ubogiego krewnego. Obecnie straciło to już walor bycia czymś nowym w polskim rocku progresywnym. Podobnych rzeczy wyszło w międzyczasie sporo, a sam neo-prog zdążył nie raz zostać uznany za coś de mode. Ponieważ nie spodziewam się po współczesnym prog-rocku żadnych poważniejszych przeżyć artystycznych, jestem zadowolony jeżeli przy takiej muzyce spędzę przyjemnie trochę czasu – przy Nemezis to mi się udało i dlatego ta płyta trafi na moją półkę. A to ostatnio spora sztuka.