Lana Lane jest artystką do której mam sporą, ale nie najlepiej uzasadnioną słabość. Kilka lat temu posłuchałem sobie co ciekawszych fragmentów “Queen of The Ocean”, potem zdarzył się całkiem dobry, koncertowy album “Return to Japan”. Wystarczyło to , żebym na inne , nawet dosyć kaszaniaste , dokonania tej pani patrzył przez palce.
Dlatego z dużą ciekawością zabrałem się do lektury “Red Planet Boulevard”. Jednak słabość - słabością, sympatia - sympatią, a poczucie przyzwoitości wymaga przestrzec potencjalnego słuchacza – nie ma się o co strzelać.
Nowy album Lany Lane cierpi dokładnie na tą sama przypadłość, co większość jej poprzednich płyt. Jest nierówna. Oprócz utworów zupełnie fajnych są utwory zupełnie niefajne. Przy “No Tears Left” zacząłem sobie nucić “Hej dziewczyno, spójrz na misia”. To chyba starczy za rekomendację. Tylko, że to jest w pewnym sensie sztuczny problem, bo płyta trwa 70 minut. “Into The Fire”, “Capture The Sun”, “Jessica”, “Stepford, Usa”, “Shine” i dwa ostatnie - no będzie około 40 minut. Za pełnoprawny album może oblecieć. Reszta do kosza. Nawet jednak takie dosyć brutalne “wyplewienie” nie podnosi poziomu płyty w znaczącym stopniu. Bo te najgorsze wcale nie są dużo gorsze od tych najlepszych, a te najlepsze też nie powalają poziomem. Naprawdę dobre wrażenie robią ballada “The Sheltering Shadow” i tytułowy – interesujący instrumental. Warto też zwrócić uwagę na “Into The Fire”. Byłem zaskoczony – ostry, metalowy riff, takaż gra sekcji, uzupełnione klawiszami Norlandera . Lana miała by się tak wyostrzyć? Dio z Sabsami, późny Dio solo, Sabsi z Tony Martinem – coś takiego mi się po czaszce obijało. A z tym Dio jest coś na rzeczy. Kiedyś napisałem , że Lana Lane to taki Dio w spódnicy i chyba będę się tego trzymał, bo śpiewa praktycznie tak jak on. Na początku to zmetalizowanie odrzuciło mnie nieco. Ale potem sobie pomyślałem - czemu nie? Ta dama głos ma jak dzwon, śpiewa doskonale i taki repertuar udźwignęłaby bez najmniejszych problemów . Jednak to jednorazowy “wybryk”. Szkoda, bo to się sprawdza. Z innych ciekawostek - “The Frozen Sea” dryfuje w stronę nu-metalu, czyli na moją łaskawość nie ma co liczyć. Pozostałe utwory są w stylu do jakiego nas już wcześniej artystka przyzwyczaiła.
Tych gwiazdek nie będzie zbyt dużo, mimo mojej sympatii dla artystki. A może właśnie to dzięki mojej sympatii tych gwiazdek będzie aż tyle? Bo kto inny dałby ze dwie i podsumował, że to chała. Tak czy inaczej nie polecam “Red Planet Boulevard” nikomu innemu oprócz zagorzałych fanów.