Stare metale mają się dobrze. Saxony zebrali za swoją poprzednią płytę “Lionheart” dużo ciepłych słów, a w tym roku pojawiła się kolejna płyta i to o wiele lepsza. Muzyka na niej zawarta - świeża, z polotem, rozmachem, nie bardzo mi pasuje do metryk tych panów. Ale to chyba zaczyna być regułą, że metalowiec jak wino – im starszy, tym lepszy. Co ciekawe po trzydziestu latach melodyjnego, metalowego hałasowania Saxon zhardział i się wyostrzył – to co grają teraz to dosyć spokojnie fragmentami pod thrash podpada. No nie tak, żeby całkiem i w ogóle, ale trochę takiego pogrywania jest. Wcześniej też się to zdarzało, jednak na “The Inner Sanctum” jest tego więcej. Nie jestem do końca pewien, czy mi się to podoba, ale jestem pewien, że jest to naprawdę na miejscu i bardzo się ten pomysł sprawdza. Jednak i tak, kiedy w “I've Got To Rock (To Stay Alive)” zadudnił bas, wszedł riff i przypomniało mi się “747(Strangers in The Night)” to już mi było fajnie, bo właśnie na takie utwory czekałem. Jeszcze pewnie wyróżniłbym “Going Nowhere Fast” i “Ashes to Ashes”, jednak to są moje prywatne preferencje, bo trzeba przyznać, ze cała płyta jest bardzo dobra, a dobrych riffow więcej niż u stada prog-metyli. Metalowcy , ci starszej daty bardzo często lubili wrzucić na winyl coś takiego bardziej epickiego, rozbudowanego, Saxoni również, żeby tylko “Crusadera” przypomnieć. Dlatego na koniec fundują nam taki epos – połączone ze sobą “Empire Rising” i “Atila The Hun”. Na szczęście nie zabija patosem, jak u młodszych o pokolenie power-metali i na szczęście nie odbiega poziomem od reszty materiału.
Cała płyta zagrana jest ostro, z odpowiednim drivem, ale też delikatnie doprawiona klawiszami i elektroniką w tle. Cieszyłem się słuchając “Lionheart” , że Saxoni dalej są w formie, bo Lwie Serce był to fajny kawałek metalu, ale że kolejna płyta będzie tak dobra? Duże zaskoczenie. I wcale się nie dziwię, że zbiera to w różnych magazynach tylko wysokie noty.
Klasyczny heavy-metal bezwzględnie obnaża wszelkie niedociągnięcia muzyków i muzyki – tutaj marny wokalista nie ukryje się za rykiem, gitarzyście nie pomoże najlepsza nawet technika, jeżeli nie sklepie sensownego riffu, a perkusiście nie pomogą żadne blasty, ani zwycięstwo w zawodach “kto szybciej do mety”, jeżeli nie będzie grał z odpowiednim timingiem. Tu się nie da nic oszukać, tu się nie da nic poudawać. To musi być uczciwe do szpiku metalowej kości. I fajnie. Taka jest właśnie najnowsza płyta Saxon – w starym , dobrym, klasycznym stylu. Wydaje mi się jednak ,że jest nie tylko dla takich podstarzałych fanów jak ja, że dla młodszych też, a szczególnie dla zwolenników heroic i power metalu – bo w pewnym sensie takie płyty powinny być wzorcowe dla tych zespołów.