Xang to zespół o raczej skromnej muzycznej przeszłości, stąd wiadomości o nim mam stosunkowo niewiele. Powstali w 1995 roku, w północnej Francji, a „Destiny of a Dream” jest ich jak na razie jedynym albumem. Wydany trzy lata temu przez malutką, szwajcarską Galileo Records, która oprócz nich skrywa w swoim katalogu jeszcze kilka innych progresywnych perełek, stanowi kolejny przykład, potwierdzający tezę, że piękna muzyka często potrafi przejść nam niezauważona koło nosa. Mimo bardzo pozytywnego odzewu jaki wywołał ten krążek, grupa jak na razie wciąż milczy i brak jest jakichkolwiek informacji na temat ich bieżącej działalności. Mam jednak nadzieję, że jeszcze o nich usłyszymy, bowiem to, co zespól zaprezentował na debiutanckiej płycie brzmi niezwykle ciekawie i rokuje naprawdę duże nadzieje na przyszłość…
A cóż takiego zaprezentował? Ano oczywiście rock progresywny :)) „Destiny of a Dream” jest albumem całkowicie instrumentalnym, pełnym wysublimowanych i bombastycznych dźwięków, które razem łączą się w klasyczny koncept. Jako ciekawostkę mogę podać fakt, że mimo braku wokalisty płyta ta posiada teksty, które w takiej sytuacji, czytane przed przesłuchaniem krążka, stają się rodzajem introdukcji, wprowadzającej słuchacza w świat marzeń i snów wyczarowany przez zespół w każdym utworze. Pomysł nie tylko oryginalny, ale i trafiony, zwłaszcza, że w przypadku Xang wszystko dopracowane jest do ostatniego szczegółu. Nie jest to więc tego typu płyta, na której muzycy prześcigają się w solówkach i prezentacji rozmaitych technik grania, brak tu także ducha spontanicznych improwizacji, bowiem jako klasyczny album koncepcyjny, „Destiny of a Dream” opiera się przede wszystkim na subtelnej atmosferze, oraz spójnych i pełnowartościowych kompozycjach. Z drugiej strony ciężko oprzeć się wrażeniu, że krążek ten charakteryzuje spora płynność i swoboda, zupełnie jakby twórcy po prostu pozwalali muzyce płynąć i swobodnie rozwijać się w coraz to nowe formy. A tych na „Destiny of a Dream” nie brakuje: począwszy od samotnych dźwięków fortepianu, przez niemal prog-metalowe intensywnie grające gitary, których znajdziemy na tym krążku całkiem sporo, aż po niezwykle podniosłe, symfoniczne ściany dźwięku. Przy czym muzycy Xang wykazali się tu naprawdę doskonałym wyczuciem smaku i zdolnościami kompozycyjnymi, bowiem doskonale wiedzą kiedy przejść z jednego rodzaju brzmień na drugi, kiedy grać ciężko i dynamicznie, a kiedy wyciszyć dźwięki, tak aby stale utrzymywać uwagę i zainteresowanie słuchacza. Ogromną zaletą jest także atmosfera płyty: z jednej strony bardzo bajkowa i magiczna, a z drugiej dość niepokojąca, jakby cały czas „coś” czaiło się w tle… I jeszcze ta złowroga, niemal apokaliptyczna końcówka… Nie sposób także nie wspomnieć o bardzo charakterystycznym brzmieniu krążka, spotkałem się z wieloma opiniami, że jest ono bardzo żywe, niemalże koncertowe i muszę powiedzieć, że coś w tym jest. Może ono być zarówno zaletą, jak i wadą tej płyty, bowiem z jednej strony album niewątpliwie traci trochę na klarowności i potędze brzmienia, ale z drugiej nie wydaje się tak „sterylny”, oraz zyskuje na czymś, co mogę określić tylko jako: „bliskość” słuchacza –zupełnie jakby zespół stał przed nami i grał swoją muzykę… Swoją drogą bardzo ciekawi mnie jak wypadają na żywo…
Muzyka instrumentalna jest dość wymagającym rodzajem sztuki, sam nie wiem czy bardziej od słuchacza, czy od twórcy. Tak czy inaczej Xang udało się stworzyć album, który zdaje się przeczyć tej tezie, bowiem wciąga już od pierwszego przesłuchania. „Destiny of a Dream” trzyma w napięciu przez ponad godzinę, i choć zespołowi nie udało się uniknąć kilku błędów, tak zresztą charakterystycznych dla debiutujących grup, to wszystkie one bledną w konfrontacji z prawdziwą masą wrażeń tak estetycznych, jak i emocjonalnych, których dostarcza ten krążek. Wydaje mi się, że dzięki temu muzyka Xang jak żadna inna może śmiało pretendować do miana „muzycznych pejzaży”, czy też po prostu niezwykle epickiej i różnorodnej podróży po krainie snów i marzeń… Bardzo mocna i warta poznania pozycja.