Włoski prog-rock – część siódma.
Raccomandata Ricevuta Ritorno, zwane też RRR to jeszcze rok temu było klasycznym one-record-wonder – czyli jedna płyta i po zespole, ale w tym roku ukazała się nowa płyta grupy. Po trzydziestu ośmiu latach! Nie znam, muszę spróbować, bo recenzje ma bardzo zachęcające. Równie zachęcające ma debiutancki krążek „Per... Un Mondo Di Cristallo” (razem z nazwą zespołu to wszystko znaczy – „Przesyłka polecona dla Świata ze Szkła”). I nie ma się co dziwić, bo jest to rzecz dużej klasy. A byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie drugi utwór – „Su Una Rupe”.
Do tej pory zwykle pisałem o takiej dosyć łagodnej, śpiewnej i bardzo przystępnej odmianie Italo-proga, chociaż czasem cięższej brzmieniowo, ale jednak zawsze bardzo melodyjnej i łatwo wpadającej w ucho. RRR należy do grupy zespołów, które jednak miały (mają?) ambicje, żeby grać coś bardziej skomplikowanego formalnie. Tutaj najważniejsze nie są melodie i już wszystko nie kręci się wokół nich. Co jest najważniejsze? Trudno powiedzieć – najpewniej ogólne wrażenie artystyczne. A osiągane jest środkami najróżniejszymi. Na przykład jazz – niezbyt częsty gość u włoskich prog-manów, a tu „Nel Mio Quartiere” to normalny jazzowy numer z Damaso Grassim na saksie w roli głównej. Niewątpliwie jedną z ważniejszych inspiracji muzyków z RRR było też King Crimson, ale bez nachalnego kopizmu, jedynie karmazynowy klimat jest zachowany („L’Ombra”).
Początek “Per... Un Mondo Di Cristallo” jednak zbyt zachęcający nie jest. Organowy wstęp „Nulla” jest interesujący – takie potężne, kościelne, monumentalnie brzmiące organy – zapowiada się zachęcająco. Ale „Su Una Rupe” raczej odrzuca. Chaotyczne, niepozbierane, takie granie o siedmiu zbójach. Ambicje ma to może i spore, ale wykonanie – zdecydowanie gorsze. „Il Mondo Cade (Su Di Me)” przyrządzono w podobny sposób, tyle, że wykonanie jest już dużo lepsze. Dwa najlepsze utwory to mini-suita „Un Palco Di Marionette” i finałowy „Sogni Di Cristallo”. Podziwu godna jest swoboda z jaką muzycy RRR przechodzą od fragmentów bardzo kameralnych - flet, gitara, fortepian - do pełnego brzmienia całego zespołu, z sekcją, klawiszami, nawet i z orkiestrą. Właśnie „Un Palco…” pod tym względem wypada najlepiej, chociaż „Sogni di Cristallo” wcale mu nie ustępuje (wejście orkiestry na początku trzeciej minuty – świetne!). A propos orkiestry – zwykle włoski prog-rock kojarzył się raczej z brzmieniami kameralnymi, a tym razem jest orkiestra symfoniczna.
Nie do końca jestem w pełni przekonany do tego albumu. Na dobrą sprawę dla mnie zaczyna się od czwartego utworu. Ale to co się dzieje od tego momentu to kawał naprawdę wielkiej muzyki. Dlatego szczerze polecam ”Per... Un Mondo Di Cristallo” każdemu, kto szuka we włoskim prog rocku czegoś mocniejszego, cięższego gatunkowo.