Wydawnictwo „A Lasting Impressions” zawiera obie płyty zespołu Leger De Main, pierwsza „The Concept of Our Reality” pochodzi z 1995, druga, „Second First Impression” jest dwa lat młodsza. Zespół z USA, z Erie, jego trzon stanowią Melissa Blair-Rodler i dwaj bracia Rodler - Chris i Brett.
„The Concept of Our Reality” nie zawiera muzyki zbyt odkrywczej, w gruncie rzeczy to nic więcej jak przyzwoity neo-prog rock. Można mieć zastrzeżenia do nieco plastikowego brzmienia, niezbyt rewelacyjnej produkcji (płaskie to takie i suche), wokalistka też nie jest z najwyższej półki. Gdyby próbować w jakiś sposób i z dużym przybliżeniem porównywać ich do kogoś, to powiedziałbym, że to taka ostrzejsza Iona. Ale tylko gwoli jakiegoś ukierunkowania potencjalnego słuchacza, czego mógłby się spodziewać. Początkowo z tego zestawu znacznie lepsze wrażenie zrobiła na mnie pierwsza płyta. Zespół starał się po prostu stworzyć trochę fajnej muzyki i trzeba przyznać, ze momentami udało się wcale dobrze. Już pierwsze utwory prezentują się bardzo korzystnie – szczególnie „To Live The Truth” – dość rozbudowany, bo prawie dziewięciominutowy, ale dynamiczny i melodyjny. Następny „Crystal Fortune” też nie jest gorszy. Opus magnum to dwudziestominutowa suita „Enter Quietly”. Suita, jak suita – wiele podobnych powstało i jeszcze wiele powstanie. Słucha się tego jednak bardzo przyjemnie, bo mieli jakiś konkretny pomysł, sprawnie go zrealizowali. Do tego nie dłuży się, a to rzadka zaleta. Dużo się dzieje, na szczęście nie na zasadzie muzycznego ADHD (*) – czyli mnóstwo nut i przeskakiwanie z tematu na temat, zanim słuchacz zorientuje się o co chodzi. Jako bonus dodano akustyczne wersje dwóch utworów - „Crystal Fortune” i „Immobile Time”. Bardzo przyjemne, a drugi utwór prezentuje się dużo lepiej niż wersja „full wypas”. I co jeszcze – pani Rodler nie bardzo nadaje się do śpiewania rocka, jej miejsce to delikatne, kameralne ballady – w tym sprawdza się na prawdę dobrze.
Z „Second First Impression” sprawa przedstawiała się inaczej. Początkowo nie zrobiła na mnie szczególnego wrażenia, bo tym razem zespół zostawił spokojne wody neo-proga i zapuścił się nieco na bardziej wymagające, nieco karmazynowe akweny. I wydawało mi się, że to już było dla nich stanowczo za głęboko. No ale coś jednak mi głowie zostało i sięgnąłem po tą płytę po raz kolejny. I okazało się, że wcale nie jest źle. Nawet jest wcale dobrze. Płyta brzmi lepiej, wokalistka śpiewa lepiej, a instrumentaliści grają z większym polotem. Druga część „Some Shall Search”, piękna ballada „Do Whispers Die”, „The Story” – a te utwory mogą bardziej kojarzyć się z White Willow . Co prawda w konkursie „Kto najładniej zżyna z King Crimson” na pewno przegraliby z Anekdoten, ale ostatnie miejsce też im nie grozi.
* - ADHD, tzw. zespół dziecka nadpobudliwego - amerykański wynalazek. Muzyczne ADHD to zespół muzyka nadpobudliwego – mój wynalazek :).