Wyobraźmy sobie – co by się stało gdyby wysłać niektóre płytki Porcupine Tree, No-Man, Bass Communion i I.E.M. (wszystkie wymienione nazwy to zespoly/projekty w których to decydującą role odgrywa, jak dla mnie najgenialniejszy twórca naszych czasów – Steven Wilson) do muzycznej pralni zawierającej – pralkę przesterowującą, zniekształcający dźwięki magiel i wypalające wszelkie melodie żelazko - a na koniec, żeby było mało wręczyć gotowa muzyczną tkaninę choremu psychicznie właścicielowi ów pralni, który ma niesforna manierę cięcia wszelkich materiałów a następnie sklejania ich w losowej kolejności. Czy jesteście sobie w stanie pomyśleć co może z tego wyjść? ... tak – no to prześlijcie teraz ową zniekształconą tkaninę do muzycznej sali tortur – w której to najprościej rzecz ujmując wszelkie bestialskie czynności wykonane w pralni są powtórzone jeszcze raz – oj..... Mało Wam? – Prześlijmy zatem ten kompletnie pozbawiony już sensu skrawek kakofonii znowu do pralni i znów do sali tortur a następnie powtórzmy ten proces jeszcze 5 razy, na koniec dodając jeszcze szczyptę arabskich rytmów...
Bohaterami tej recenzji będą dwie muzyczne znakomitości – wymieniony już wyżej Steven Wilson oraz Bryn Jones – znany pod pseudonimem Muslimgauze - właściciel morderczej pralni. Ponieważ zakładam że większość z Was kojarzy przynajmniej choć troszkę dźwięki wychodzące z pod pióra Wilsona, przyjrzyjmy się bliżej osobie Muslimgauze’a. Świętej pamięci Bryn Jones (w 1999 zachorował na rzadką śmiertelną chorobę układu nerwowego), to jedna z największych muzycznych indywidualności angielskiego podziemia muzyki abstrakcyjnej i eksperymentalnej. Z pośród jego ponad 200 albumów wydanych przez 15 lat blisko 9/10 prezentuje instrumentalna muzykę arabska oparta głównie na bogatych rytmach północno afrykańskiej perkusji. Trzeba dodać ze jedynym powodem dla którego Bryn Jones ‘produkował’ (bo jak inaczej możemy nazwać ten proces twórczy) takie a nie inne dźwięki były jego przekonania polityczne – ja na polityce się nie znam – wiec nie będę się na te tematy wypowiadał (tym bardziej w dobie ostatnich nieciekawych wydarzeń) wiec przejdę do tego na czym w moim skromnym przekonaniu znam się najlepiej - do muzyki. Aha – byłbym zapomniał – oczywiście Muslimgauze w żadnym wypadku nie tworzył dźwięków typowych dla folkloru arabskiego. Kiedy już miał jakiś pomysł na utwór i nagrał go – korzystając oczywiście z żywych instrumentów – obrabiał go tak skutecznie że przestawał przypominać cokolwiek żywego – każdy jego twór przechodził przez owa bestialska pralnie (choć w jego dyskografii znajdują się oczywiście płyty o ‘typowym’ orientalnym brzmieniu).
Steven Wilson – człowiek niezwykle otwarty na każdą muzykę – bardzo cenił sobie osobę Muslimgauze’a. Któregoś popołudnia doszło w końcu do spotkania tych dwóch indywidualności.
Pod koniec spotkania – Steven wręczył Brynowi w ramach ‘muzycznej przyjaźni’ paczuszkę – zawierającą większość płyt Porcupine Tree, No-Mana, Bass Communion i I.E.M. Jakież ogromne musiało być zdumienie Wilsona kiedy 4 dni później otrzymał od Jones’a tę sama paczkę – tym razem po brzegi wypakowaną CD-eRami ze zremiksowanym materiałem z płyt wręczonych w prezencie.
Wtedy właśnie muzycy wpadli na pomysł malej kolaboracji. Wilson w swoim studiu No-mansland ‘potraktował’ owe remixy w podobny sposób w jaki zrobił to Bryn – i przesłał następną paczkę... – operacje ta została powtórzona około 6 razy!
Następnie Wilson zremasterował najbardziej odpowiadający mu materiał i wydal płytę – pod nazwą swojego ambientowo-elektronicznego alter-ego - Bass Communion.
Jak brzmi wydany materiał – powiem tylko tyle – to po prostu trzeba usłyszeć – dlatego tez nie będę starał się opisywać tej muzyki – jest to niemożliwe. Każdego chcącego jednak poznać tę płytę odsyłam najpierw do króciutkiego remixu Muslimgauze’a Housewifes Hooked on Heroin No-man’a którego możemy znaleźć na Epce Dry Cleaning Ray (pod nazwą Punished For Being Born – cóż za genialny tytuł).
Dodam jeszcze że owa płyta będzie niesamowitą gratka dla wielbicieli dźwięków Wilsona – gdyż po dobrym ‘wgryzieniu’ się w recenzowaną muzykę możemy wyłapać wiele zniekształconych – można by wręcz rzec ‘zabitych’ sampli PT, czy No-man’a. Ostrzegam jednak ze materiał zawarty na tym krążku nie jest w żadnym razie jakimś remixem – znaczenie remixu eksperyment ten zatrącił już w początkowej fazie kolaboracji.
Polecam ta płytę wszystkim tym którzy nie boja się muzycznych eksperymentów, i interesują się muzyka pod względem bardziej teoretycznym (zobaczycie ile jest jeszcze w muzyce do odkrycia. Ze względu na abstrakcyjny i bardzo nietypowy charakter tego albumu wystawiłem ocenę 4 – także z tego powodu że recenzowane dziewki raczej nie pasują (jeszcze) do profilu caladana, ale także przez to że muzyka czasami może przypominać hałasy wydobywające się z jakiejś ogromnej kominiastej komunistycznej konstrukcji, co niekoniecznie musi być równie fascynujące dla wszystkich. Jest to jednak fantastyczny eksperyment dwóch wizjonerów naszej dekady.
P.S. Ogólnie płyta jest dosyć łatwo dostępna – wiec polecam ją przesłuchać praktycznie każdemu. A gdyby komuś przez przypadek omawiana produkcja przypadła do gustu istnieje jeszcze Epka na której znajdują się dwa 9 minutowe eksperymenty dua.
Tą recenzję chciałbym zadedykować świętej pamięci Brynowi Jonesowi – który swoją muzykę tworzył tylko i wyłącznie z miłości do świata.