Kiedy w 2020 roku nastąpiła pandemia koronawirusa SARS-CoV-2, nie sądziłem, że tuż po wydaniu w warunkach lockdownu debiutanckiego krążka solowego „Colours” (2020), Christopher von Deylen w niecały rok po premierze wypuści kolejną płytę, tym razem sygnowaną pod nazwą Schiller. Przyznam szczerze, że podszedłem do tej wiadomości z pewną dozą nieufności, ponieważ częstotliwość wydawania longplayów nie zawsze idzie w parze z jakością wykonawczą i artystyczną. Dlatego też pierwsze zapowiedzi w postaci piosenek „Better Now” i „Der Goldene Engel” całkowicie zignorowałem (wypłynęły do sieci jeszcze jesienią 2020 roku). Kiedy jednak tuż po premierze krążka w lutym 2021 roku wypuszczono do przestrzeni wirtualnej piosenkę „Metropolis” sygnującą nowe, 11-ste wydawnictwo studyjne, postanowiłem dać szansę świeżemu zestawowi. Nieco ryzykując, prawie w ciemno zakupiłem krążek. Po pierwszym odsłuchu wiedziałem, że to był dobry wybór. Ale po kolei.
Na program podstawowej wersji „Summer In Berlin” składają się 2 CD. Pierwszy to w pełni premierowy materiał (jego w znacznej mierze będzie dotyczyć niniejsza recenzja), kolejny to fragmenty koncertu Schillera zarejestrowanego w dniu 25 maja 2019 roku w berlińskiej Mercedes Benz Arena. Wtedy to zespół promował swój poprzedni album pt. „Morgenstund” (2019).
Pierwszą płytę otwiera „Der Klang Der Stadt” (z niem. Dźwięk Miasta) – 19 minutowy kolos, którego rozpoczyna delikatne wejście syntezatora, rozwijające niespiesznie cały utwór. Intryguje tutaj zgrabna symfonika z dalekowschodnim folkiem, to wznosząc słuchacza na wyżyny, innym razem kierując ku muzycznym nizinom. Plam dźwiękowych (charakterystycznych dla ambientu) jest tu od groma; możemy również delektować się brzmieniem orientalnych instrumentów przenikających się wzajemnie, w całości zatopionych w elektronicznych dźwiękach nadających niepowtarzalny charakter całokształtowi. Ozdobę stanowią tu podane oszczędnie i z wielkim smakiem przetworzone melorecytacje, wokalizy oraz zmiany nastroju. Dla słuchacza nieobytego z muzyką elektroniczną owe plamy dźwięku mogą sprawiać wrażenie pozornego nieładu, jednak w rzeczywistości tworzą one spójną całość, spinającą w jedno to dzieło. Schiller wyraźnie bawi się dźwiękiem, dodając i wyrzucając poszczególne elementy. Co ciekawe, mniej więcej w 6-ej minucie suita zwalnia tempa, kierując słuchacza ku dźwiękom ulic Berlina, gdzie można odnaleźć takie odgłosy jak szum ulicy, czyjeś kroki, szczekanie psa, przejeżdżające samochody, czyjeś rozmowy... Jest to na tyle plastycznie zaaranżowane, że słuchacz ma wrażenie, jakby nagle z wygodnej kanapy został przeniesiony za pomocą czarodziejskiej różdżki do centrum stolicy Niemiec i obserwował życie miasta. Owa wycieczka po arteriach rzeczonej metropolii nagle jest przerwana przez cykliczny, dominujący sygnał syreny, po raz kolejny przemieszczający słuchacza do jakiegoś futurystycznego klubu muzycznego, którego włodarz zapodaje gawiedzi równie futurystyczne dźwięki poprzedzielane melorecytacjami, wyraźnie stanowiącymi klamrę spinającą wszystkie części rzeczonej suity. Dynamikę tej części utworu podkręca fajnie bujająca sekcja rytmiczna. Ostatnie 3 minuty stopniowo, acz bardzo wyraźnie dąży do finału całości. Pomimo 19-minutowej długości ta elektroniczna kobyła ani na trochę nie nudzi.
Następcą jest tytułowy „Summer In Berlin”, numer pierwotnie zagrany przez niemiecką grupę Alphaville. Christopher von Deylen włączył ten utwór do swojego repertuaru, ponieważ czuł, że ten kawałek doskonale pasuje do konceptu płyty. Czym zatem różni się od oryginału? Przede wszystkim bardziej nowoczesnym brzmieniem; większość przestarzałych syntezatorów zastąpiono nowoczesną elektroniką podaną z wyczuciem i smakiem. Na uwagę zasługuje zaproszenie do nagrań Mariana Golda, wokalistę rodzimego Alphaville. W porównaniu z pierwowzorem całość wypada nowocześniej i korzystniej; czuć tu wyraźnie rękę pana Christophera, który ubogacił song elektroniczną estetyką, tym samym łącząc umiejętnie nowoczesność z retro brzmieniami.
Po nim następuje kolejny instrumentalny kawałek w postaci „Der Goldene Engel” (z niem. Złoty Anioł), odnoszący się do pomnika Nike (z 1873 roku), zlokalizowanego w berlińskiej dzielnicy Großer Tiergarten, znanej w kraju nad Wisłą pod nazwą Kolumny Zwycięstwa. Co ciekawe, owa miejscówka stanowi ulubione miejsce spotkań miłośników muzyki elektronicznej.
Wracając do utworu, rozpoczyna go miła wokaliza dziewczęcego głosu podkreślana przez dynamiczną perkusję oraz przebojowy motyw przewodni. Jest to jeden z wielu mocnych punktów na mapie tego krążka. Kołyszący rytm, przyjemny śpiew oraz umiejętnie poprowadzona melodia sprawiają, że „Der Goldene Engel” od razu wpada w ucho.
Miłe wyciszenie przynosi „Miracle”; tu za mikrofonem zasiadła brytyjska piosenkarka pop, Tricia McTeague. Utwór wyróżnia retro brzmienie sekcji rytmicznej oraz nastrój melancholii wprowadzony przez wokalistkę, uzupełniony oszczędnie zapodanym gitarowym tłem. Przyznam, że to mój ulubiony kawałek z całej płyty, ponieważ klimatem przypomina mi niektóre ballady Barclay James Harvest. Piękne dzieło, mające potencjał zawojowania niejednej listy przebojów.
Schiller trzyma słuchacza w nastroju melancholii za sprawą kolejnej propozycji w postaci „Liebe Aus Asfalt” (z niem. Miłość Z Betonu). Tutaj prym wiedzie smutna wokaliza na zmianę z równie przygnębiającą (aczkolwiek bardzo piękną) solówką gitarową, udekorowane dalekowschodnim instrumentarium, spiętymi z nienachalnym elektronicznym tłem. Kolejny piękny utwór na tym udanym krążku.
Z nastroju smutku wyrywa „Wenn die Nacht Erwacht” (z niem. Kiedy budzi się coc), zapraszający słuchacza do zanurzenia się w nocne życie miasta. Jest to jeden z najkrótszych utworów (trwa niecałe 3 minuty). Na uwagę zasługuje zgrabnie poprowadzony groove. Owa miniaturka pokazuje, że Schiller potrafi stworzyć coś z niczego. Majstersztyk.
„Better Now” to trzeci z kolei duet Schillera, tym razem mikrofon przejęła pochodząca z Północnej Irlandii Janet Devlin, której autorski utwór (o tym samym tytule) został wzięty na warsztat i z pieśni opartej o pianino Christopher von Deylen stworzył popowego kandydata na przebój. Utwór rozpoczyna oryginalne tło syntezatorowe oraz charakterystyczny głos pani Janet, uzupełniony przez przebojowe wstawki instrumentów klawiszowych. To kolejny mocny numer, o lekko melancholijnym charakterze.
Tymczasem „Metropolis” otwiera swawolnie poprowadzony rytm uzupełniony przez przebojowy temat główny i okraszony zgrabną kobiecą wokalizą. Ścieżka, choć trzymająca się nieco powyżej średniej radiowej 3 minut, zachowuje charakterystyczne cechy muzyki ambient wraz z jej zmianami nastrojów, które w paradoksalny sposób spinają kawałek w logiczną i spójną całość. Świetna rzecz.
Kolejne wyciszenie przynosi melancholijny „Menschen Im Hotel”(z niem. Ludzie w hotelu), nawiązujący do pandemicznego huraganu, jaki rozwalcował turystykę w 2020 roku: puste hotele, smutek i nostalgia za tym co minęło – to wszystko złożyło się na obraz malowany dźwiękami w niniejszej kompozycji. Schiller przenosi słuchacza do pustego pokoju hotelowego w którym słychać czyjeś kroki. Tło malują nienachalne figury instrumentów klawiszowych, a w oddali dźwięczy wycie syren (może to Policja, a może Pogotowie Ratunkowe?). W końcu do gry wkracza nostalgiczna gitara elektryczna oraz oniryczne tło elektroniczne zanurzone w sosie ambientowych wstawek. Całości nie brakuje wewnętrznego uroku oraz sennej dynamiki, która – paradoksalnie – nie nudzi i nie nuży.
Głosem Tricii McTeague można delektować się w „Guardian Angel”. Rozpoczyna go energetyczna gra perkusji, uzupełniona przez modernistyczne tło, udekorowana przebojowymi wkrętami oraz wpadającą w ucho melodią. Po przebojowym „Guardian Angel” słuchacza ukontentują dwie następujące po sobie miniaturki, „Fantastique I” i „Fantastique II”; w nich lider rzeczonej formacji kreśli za pomocą swoich syntezatorów muzyczne krajobrazy otwartych przestrzeni. Utwór na wskroś przenika elektronika zanurzona w ornamencie kobiecej wokalizy.
Płytę zamyka kolejna kilkunastominutowa kobyła w postaci „Der Himmel So Nah (z niem. Tak blisko nieba), skomponowana wspólnie z Thorstenem Quaeschning, liderem legendy niemieckiej muzyki elektronicznej, Tangerine Dream, Inicjuje ją odgłos padającego deszczu i szalejącej w pewnym oddaleniu nawałnicy (czy jest to prawdziwa burza czy też alegoria pandemicznej rzeczywistości, pozostawiam do wyboru Czytelnikowi). W końcu, delikatnie, gdzieś z oddali nadciąga subtelne tło zarysowane za pomocą instrumentów klawiszowych oraz te same plamy dźwięku wkręcone w otwierający krążek „Der Klang der Stadt”. Jest to niejako klamra spinająca nie tylko cały koncept Lata w Berlinie, ale również łącząca oba utwory niewidzialną nicią. Kompozycję charakteryzuje niespieszna dynamika, powoli wprowadzająca słuchacza w świat widziany oczami spadochroniarza obserwującego metropolię z lotu ptaka. Również i tutaj następują zmiany nastroju oraz dynamiki, a wszystko zanurzone w ambientowej mieszaninie różnorodnych barw i smaków, zapodanych w odpowiednio dobranych proporcjach tak, aby słuchacza z jednej strony nie przytłoczyć jej mnogością, a z drugiej strony - nie znudzić. Całość wypada bardzo estetycznie i schludnie, wybornie prezentując się na tle nie tylko całego krążka, ale również całej dyskografii projektu Schiller. Utwór, choć 18-minutowy, pozostawia pewien niedosyt. I dobrze, ponieważ po jego zakończeniu przychodzi ochota na zapętlenie rzeczonej płyty.
Program drugiego krążka obejmuje przekrojowy materiał złożony (obok promowanego wówczas „Morgenstund”) w głównej mierze z klasyków takich jak „Das Glockenspiel”, „Ein Schoner Tag”, czy „Ruhe”. Szczerze powiedziawszy jestem troszkę zdegustowany wyborem utworów, albowiem z jednej strony wielokrotnie występowały na koncertowych wydawnictwach rzeczonej formacji, z drugiej - znacznie korzystniej byłoby wrzucić jakże udane, otwierające cały występ „I Will Follow You” (które nota bene nigdy wcześniej nie było grane na koncertach), czy dynamiczne „Once Upon A Time”, lub też lubiany przeze mnie romantyczny „Looking Out For You”. Niestety, wyekstrahowano niespieszną część repertuaru Schillera, przez co płyta traci na dynamizmie. Znacznie bardziej przekonał mnie pełny koncert w obrazkach (dostępny na Blue Ray w wersji Super Deluxe Edition). Tym samym ktoś, kto dobrze zna dyskografię koncertową Schillera w moim odczuciu o drugim krążku może zapomnieć.
Wracając do premierowego materiału możemy powiedzieć, że Christopher von Deylen stworzył dzieło, które powinno być wymieniane jednym tchem obok takich klasyków jak „Weltreise” (2001), „Liebe” (2003), czy „Atemlos” (2010). Schiller zabiera słuchacza w podróż po ulicach Berlina odsłaniając jego bogactwo i różnorodność za pomocą dźwięków, kreśląc w wyobraźni słuchacza plastyczne obrazy. Wyraźnie słychać wpływy współpracy pana Christophera ze wspomnianym wcześniej Thorstenem Quaeschning (panowie wielokrotnie w ostatnich 2 latach spotykali się na scenie i w studiu). Dzięki tej kolaboracji widać coraz wyraźniej w repertuarze rzeczonej formacji coraz śmielsze próby sięgania po rozbudowane formy.
Dodatkowo wspaniałe ballady i dynamiczne utwory instrumentalne podkręcają jakość niniejszego zestawu, sprawiając, że nie można wystawić innej oceny jak wspaniały, porywający album. Mocno polecam, nie tylko fanom muzyki elektronicznej. Dla tych co nie znają twórczości niniejszego zespołu, drugi krążek może stanowić próbkę możliwości scenicznych tego zdolnego niemieckiego bandu. Serdecznie polecam.