Już jutro, 5 listopada, nakładem GlassVille Records, ukaże się pierwszy solowy album Barta Schwertmanna. Przypomnijmy, że ten 51 – letni muzyk jest od 2017 roku wokalistą grupy Kayak. W ciągu czterech lat nagrał z formacją dwa albumy studyjne (Seventeen i Out Of This World) oraz jeden podwójny album koncertowy (Kayak Live 2019). Odbył też z nią kilka tras koncertowych po Europie. Warto też dodać, że od 2019 roku muzyk jest nauczycielem śpiewu w Noorder Muziek Instituut w Groningen.
Nie zaskoczę czytelników stwierdzeniem, iż źródeł powstania tego krążka należy szukać w niełatwych czasach, w których przyszło nam żyć. Zatem, gdy rozpoczęła się pandemia koronawirusa i wszystkie koncerty zostały odwołane, Schwertmann postanowił wykorzystać ten czas, wszedł do studia i spełnił swoje marzenie - nagrał swój solowy album, który zaczął pisać jeszcze przed pandemią. Poszedł zresztą w ślady swoich kolegów z zespołu, Kristoffera Gildenlöwa i Marcela Singora, którzy niedawno nagrali solowe albumy. I tak, wraz ze swoim producentem Nielsem Lingbeekiem i z pomocą znanych z Kayaka Tona Scherpenzeela, Marcela Singora, Hansa Eijkenaara i Kristoffera Gildenlöwa zdołał osiągnąć ten cel jeszcze podczas lockdownu.
Theatre Of Grief to trwający nieco ponad 40 minut koncept album wpisany w dziewięć kompozycji. Utworów, które pokazują Schwertmanna, tu śpiewającego, ale też grającego na gitarze i basie, z zupełnie innej strony niż na albumach holenderskiej legendy. Bo choć solowe dzieło Schewrtmanna i płyty Kayaka łączy niewątpliwie pierwiastek progresywności (tematyczna różnorodność, zmiany tempa, klimatu, pewna symfoniczność), to jednak Kayakowe brzmienie flirtuje z popem, zaś Theatre Of Grief zbliża się do metalowego ciężaru. Możemy zatem powiedzieć, że to chwilami progresywny metal, przede wszystkim jednak soczysty, iskrzący świetnymi gitarowymi riffami hard rock, stonowany nieco klawiszowymi (czasami oldschoolowymi) formami. Do tego urozmaicony, a to jakąś rapowanką we wstępie do Antelope, a to orientalizmami w Supernatural Forces czy to orkiestracjami w kończącym całość No One Else Can.
Mamy tu jednak też rzeczy bardziej delikatne, jak pachnący Whitesnake There's A Place, czy balladowy, przepiękny Rainbow, który mógłby trafić na album grupy Kayak. Generalnie, dostajemy tu mnóstwo ładnych, zapamiętywalnych tematów, podkreślonych zgrabnie wokalnymi harmoniami (Panic Mode, Antelope, There's A Place, Rainbow, Can You Save Me, No One Else Can).
Warto przy tej okazji wspomnieć o samym Schwertmannie, który tu pod względem wokalnym prezentuje się w zdecydowanie bardziej wszechstronny sposób. Potrafi być oczywiście delikatny i melancholijny, ale przede wszystkim daje prawdziwego hardrockowego ognia. Posłuchajcie zresztą jego możliwości w klasycznie brzmiącym Burning Down. Świetna hard rockowa rzecz. Głównie dla fanów stylu. Choć nie tylko.