Powstała półtora roku temu formacja Last Universal Common Ancestor (L.U.C.A.) zadebiutowała w czerwcu tego roku albumem Into The Core. To trwający niespełna godzinę koncept album ubrany w pełne mroku i emocji teksty. Także pod względem muzycznym tworzy zwartą całość. Główne kompozycje (jest ich sześć) zostały połączone siedmioma interludiami o często ambientowym charakterze, zawierającymi odgłosy otaczającej rzeczywistości (np. ludzkie kroki, czy szum fal). Trzecie interludium pełni rolę wprowadzenia do kompozycji Valley, zawierając recytację. Poważnie też kwartet muzyków podszedł do szaty graficznej. Intrygująca i psychodeliczna okładka, za którą odpowiada Natalia Noszczyńska, może gdzieś daleko odwoływać się do Toolowego 10,000 Days. Zresztą, muzyka L.U.C.A. może nie odnosi się bezpośrednio do brzmień formacji Maynarda Jamesa Keenana, niemniej łączy ją z nią ów mroczny klimat całości.
Na Into The Core grupa penetruje szeroko rozumiane rejony progresywnego metalu, w którym pojawiają się elementy post metalu, post rocka, czy ambientu. Kluczowym dodatkiem i wyróżnikiem wydaje się jednak wszechobecny posmak psychodeliczności. Zwykle niezbyt spieszne, utrzymane w średnich tempach kompozycje (choć nieunikające rytmicznej różnorodności) powolnie budują mroczny klimat (ciemne i głębokie figury basowe, wokalny pogłos dodający szczypty gotyckości) i nawarstwiają emocje. Te podkreśla, niekiedy pełną dramatyzmu interpretacją, wokalista Michał Lipiński.
Trudno tu cokolwiek wyróżniać, jednorodność jest sporą zaletą płyty i warto jej słuchać w całości, choć mi akurat przypadł do gustu kończący całość instrumentalny Cave. Rytmicznie bujający, z początku postrockowo lekki i przystępny, później kumulujący się w mocnej gitarowej formie w psychodelicznym sosie. Ot, ich muzyka w takiej 6 i półminutowej pigułce. Nie są jakoś oryginalni, także i na naszej scenie, wszak w podobnych klimatach grają dla mnie takie formacje jak Thesis, czy Abstrakt, niemniej jak na debiut prezentują się przekonująco.