The Opium Cartel to solowy projekt multiinstrumentalisty Jacoba Holm-Lupo, który powinien być znany fanom progresywnego rocka z norweskiej formacji White Willow. Debiutancki album projektu, Night Blooms, wydany został w 2009 roku, jego następca, świetny Adror z niezwykle zmysłową okładką, ujrzał światło dzienne cztery lata później.
I już chociażby z tego powodu Valor jest jednym ważnych powrotów tego roku, wszak na nową płytę The Opium Cartel przyszło nam czekać aż siedem lat. Znakiem firmowym Jacoba Holm-Lupo było zatrudnianie w projekcie całej palety muzyków, między innymi z White Willow, Wobbler, Änglagård, Pineforest Crunch, Jaga Jazzist, czy No-Man (na obu albumach gościł Tim Bownes). I nie inaczej jest na Valor, który nota bene też doczekał się pięknej okładki autorstwa cenionego Glena Wexlera.
Na płycie znalazły się niespełna trzy kwadranse muzyki wpisane w osiem premierowych kompozycji i jeden cover (What's It Gonna Be oryginalnie wykonywany oryginalnie przez hair metalowy Ratt). Płyta nie powinna rozczarować dotychczasowych miłośników tej muzycznej twarzy Lupo. Przede wszystkim przenosimy się w lata osiemdziesiąte a to za sprawą wykorzystania syntezatorów charakterystycznych dla tamtych czasów, takich jak Oberheim Matrix-6 i Yamaha DX7. Duże pokłady takiej elektroniki czynią płytę niezwykle nostalgiczną, nastrojową i klimatyczną. Swoje robi też specyficzne brzmienie perkusji i basu.
Brzmieniowo zatem zbliżamy się do stylistyki The Blue Nile, czy Roxy Music. Jednak nie samą elektroniką żyje ta płyta, wszak jej bardziej rockowe fragmenty przywołują tuzów progresywnego rocka, jednak z lat 80-tych. Kłaniają się The Alan Parsons Project, czy Camel. Warto wyróżnić w tym kontekście gitarowe formy pozostawione w A Question of Re-entry i przede wszystkim w A Maelstrom of Stars przez znanego z Airbag, Bjørna Riisa. Z innych smaczków wyróżniają się partia saksofonu w promującym album In the Streets, czy świetna aranżacja smyczków Marii Grigoryevej w najkrótszym The Curfew Bell, nieco przywołującym klimat This Mortal Coil.
Jest w tej płycie pewna zwiewność i lekkość, ale i nostalgia za czasem minionym wpisana w teksty o optymizmie dzieciństwa i młodości, o czasach, gdy podejmuje się każde ryzyko bez obawy o niepowodzenie. Ale też o słodko-gorzkim momencie, gdy zaczynamy sobie zdawać sprawę, że może być trochę inaczej, niż sobie wyobrażaliśmy.