Do kogo adresowane jest ultratechniczne wymiatanie? Do muzyków śniących po nocach o podniesieniu swoich umiejętności ? Do znudzonych muzycznym średniactwem fanów ? Do snobów uwielbiających się przed przyjaciółmi popisywać swoją kolekcją nikomu niezrozumiałej muzy ? Czy wreszcie do prawdziwych koneserów spijających muzyczne smaczki niczym markowe, rzadkie wino? Na szczęście nie mi doszukiwać się trafnej odpowiedzi, którą powinien sobie udzielić każdy kto sięga po takie wydawnictwa....
Ron Jarzombek – amerykański (pomimo nazwiska:-) gitarzysta-wirtuoz, kompozytor i współzałożyciel legendarnej formacji Watchtower, która to zaliczana jest do pionierów progresywnego metalu. Poza solową działalnością (albumy Phhhp! i Solitarily Speaking Of Theoretical Confinement) w 1997 roku Ron popełnił płytę zespołu – projektu Spastic Ink – Ink Complete, na której odnaleźć można było typowe i rozpoznawalne Jarzombkowe granie w postaci instrumentalnych, progmetalowych łamanych harców o partiach gitarowych zapierających dech w piersiach. Płyta ta mimo trudnej dostępności stała się nieomal obowiązkową pozycją fanów technicznego progmetalu. O kolejnym wydawnictwie mówiło się już od roku 2000 kiedy to Mr.Jarzombek ogłosił nabór muzyków chętnych do udziału w kolejnej odsłonie Spasticów. Ciekawość fanów była tym większa, iż tym razem w nagraniu miał uczestniczyć wokalista (wokaliści). Cóż, aż niecałe cztery długie lata przyszło nam czekać na kolejna techprogmetalową ucztę.....warto było.
Otóż kogo Ron zatrudnił tym razem ? W podstawowym składzie znaleźli się perkusista Bobby Jarzombek (brat Rona) i basista Pete Perez pogrywający wcześniej w zespołach HALFORD i RIOT. Etat głównego wokalisty powierzył Ron swemu staremu kompanowi z WATCHTOWER Jasonowi McMasterowi. Nieźle...ale to dopiero początek listy płac gdyż dopiero nazwiska zaproszonych gości powodują zawrót głowy! Pożyczony z PAIN OF SALVATION Daniel Gildenlow (wokal w utworze Melissa’s Friend), Marty Friedman (MEGADETH, CACOPHONY) wdający się w niesamowity gitarowy pojedynek z Ronem w kawałku A Chaotic Realization Of Nothing Yet Misunderstood, parapeciarze Jens Johansson (STRATOVARIUS, YNGWIE MALMSTEEN), Jimmy Pitts (SCHOLOMANCE, THE FRACTURED DIMENSION) i David Bagsby (XEN, PATRICK MORAZ), perkusiści Jeff Eber (DYSRHYTHMIA) i David Penna (STATIC, PLANET HATE, RONNIE SPECTOR, SYS-X) oraz basiści Michael Manring (ATTENTION DEFICIT, MICHAEL HEDGES), Ray Riendeau (HALFORD, MACHINES OF LOVING GRACE), Doug Keyser (WATCHTOWER) i wreszcie wielki Sean Malone (GORDIAN KNOT, CYNIC), który zagrał niestety tylko w jednym utworze In Memory Of... Uffff...co za ekipa!
Wymienieni artyści w zasadzie gwarantują a priori świetną produkcję chociaż jak uczy doświadczenie różnie to bywa z super-projektami. Tym razem efekt okazał się zgodny z oczekiwaniami. Muzycznie materiał zawarty na Inc Compatible przypomina nieco gorąco przyjętą solową płytę Rona Solitarily Speaking Of Theoretical Confinement z 2002/2003 roku. Nic zatem dziwnego, iż konfrontacja tych dwóch albumów nasuwa się sama. Moim zdaniem nowy Spastic Ink wypada dużo lepiej, co z pewnością wynika z udziału żywych, pełnych inwencji muzyków (solowa płyta nagrana była przez Rona tylko przy użyciu komputera). Kolejnym plusem jest wyraźne jazzowe zacięcie Ink Compatible, dzięki któremu płyta stanowi istny popis umiejętności basistów. Żeby było śmieszniej IMO najlepiej nie wypadają zaproszeni goście z Manringiem i Malone na czele, a etatowy basman Spasticów Perez. Niesamowite, zapierające dech w piersiach pochody. Chwilami wydaje się, iż Pete posiada po dziesięć palców u każdej ręki:-). Jeśli chodzi o wokale to muszę szczerze przyznać, że McMaster jest nieco kontrowersyjny. Jego „oldskulowo-thrashowe” śpiewanie nie zawsze komponuje się z technicznymi wygibasami. Świetnie wypadł Glidenlow, który to zaśpiewał w zupełnie inny sposób niż zwykł to czynić w swej macierzystej grupie. Myślę, że Ron mógł zaryzykować i zatrudnić Daniela na całym krążku...ale cóż, pewnikiem koszula bliższa ciału....Największym jednak atutem Ink Compatible jest gra samego Mistrza Ceremonii Rona Jarzombka. Nie jest on kolejną kopią znanych wioślarzy. Ron wymiata własnym wypracowanym stylem. Co prawda nie każdemu może przypaść do gustu taka nieco „rysunkowa” gra...dlaczego rysunkowa? Ano, Ron zajmuje się również tworzeniem podkładów pod cartoon-filmy. Stąd kosmiczna szybkość, rubaszne przymrużenie oka i nieziemskie zwroty akcji.
Spytacie o moje ulubione kawałki. Prosta sprawa – wszystkie. Uwielbiam tę płytę od A do Z. Czasami próbuje sobie wyobrazić muzyków grających live te wszystkie powyginane nuty....mam duże problemy chociaż na brak wyobraźni nie narzekam. Mistrzostwo świata!!!
Zatem do kogo adresowane jest ultratechniczne wymiatanie........... ?
Jak na razie dla mnie to album roku.