Ścieżka dźwiękowa do jednego z najgłośniejszych muzycznych filmów tego roku robi naprawdę duże wrażenie i może być fantastycznym uzupełnieniem dla wszystkich tych, którym spodobał się sam obraz. Nie ukrywam, że i ja należę do miłośników Narodzin gwiazdy, dzieła wyreżyserowanego i wyprodukowanego przez Bradleya Coopera. Opowiedziana w nim historia nie jest może wyjątkowo oryginalna i dosyć przewidywalna, do tego doskonale znana w świecie filmu. To wszakże kolejny remake musicalu z 1937 roku, po wersjach z 1954 i 1976 roku. Film prezentuje historię związku słynnego muzyka Jacksona Maine (w tej roli sam Bradley Cooper) z piosenkarką Ally (w tej roli Lady Gaga). Maine odkrywa jej talent i pomaga zyskać popularność, zostaje też wkrótce jej mężem. Jednak jest alkoholikiem i ich związek narażony jest na trudne chwile…
Ta dosyć melodramatyczna i prosta historia ma jednak ogromne zalety. Przede wszystkim świetne kreacje aktorskie dwojga głównych bohaterów oraz… właśnie tę muzyczną ścieżkę. Nie będę jakoś wielce zaskakujący, gdy powiem, że dotychczasowa twórczość Lady Gagi znana mi była w niewielkim zakresie i nie darzyłem jej jakąś wyjątkową atencją. A jednak po obejrzeniu filmu i wysłuchaniu tego soundtracku szczękę mam prawie przy podłodze. Nie wiedziałem, że może być ona tak naturalna i ujmująco liryczna. To samo zresztą odnosi się do Bradleya Coopera, który okazał się tu rockmanem pełną gębą.
Ale po kolei. Na soundtrack składają się 34 ścieżki, jednak tylko 19 z nich to piosenki. Pozostałe to fragmenty dialogów z filmu. I tu mała uwaga. Wszystkie utwory oraz dialogi pojawiają się zgodnie z filmową chronologią i są z pewnością fantastycznym dźwiękowym prezentem dla tych, którzy film obejrzeli. Nie proponuję jednak nikomu słuchania tej płyty, przed obejrzeniem filmu, gdyż przedstawione dialogi są w zasadzie kluczowe dla opowieści. No chyba, że zgrabnie ominie się te ścieżki.
Najważniejsze jest jednak to, iż wszystkie kompozycje zostały nie tylko zaśpiewane przez Lady Gagę (co nie dziwi) i Bradleya Coopera (to już bardziej), ale też w wielu z nich pozostawili oni swój talent jako autorzy. Rozrzut stylistyczny jest tu oczywiście duży i wynika z filmowej historii. Nie będę zatem jakoś wielce bronił tanecznych Why Did You Do That? i Hair Body Face zaśpiewanych przez Gagę, które prezentują Ally już sformatowaną przez dużą wytwórnię. Ale już świetny, ciężki rocker Blacked Eyes rozpoczynający film i tę ścieżkę, w wykonaniu Coopera, naprawdę robi wrażenie. Takich blues rockowych klimatów tu zresztą nie brakuje. Wystarczy posłuchać Out of Time z rewelacyjnymi figurami solowej gitary, czy Diggin' My Grave. Po przeciwnej stronie stoi stylowe wykonanie przez Gagę La Vie en rose, piosenki Édith Piaf. Najcudowniejsze są tu jednak ballady, te śpiewane przez Coopera (przejmujące Maybe It's Time) i Lady Gagę (Always Remember Us This Way i Is That Alright?, Before I Cry) oraz głównie te w ich fantastycznych duetach (promujące płytę Shallow, Music to My Eyes, I Don't Know What Love Is). Wszystkie mają w sobie nie tylko dobrze skomponowane partie wokalne, ale głównie niezwykłe linie melodyczne. Film oraz płytę kończy (i to w dwóch wersjach) wzruszający I'll Never Love Again, który spokojnie mógłby się znaleźć wśród największych utworów… Whitney Huston.
Cóż, rzadko się zdarza tak kompletnie oddający ducha filmu soundtrack. Polecam, może nawet szczególnie w tym przedświątecznym czasie…