The Temperance Movement to jeden z zespołów, które są stałym elementem tras największych dinozaurów rocka. Kiedy potrzeba dobrego supportu, wybór trafia na Rival Sons, Blackberry Smoke albo właśnie „abstynetów”. Otwierali oni więc show dla takich gwiazd jak Deep Purple, The Rolling Stones czy The Waterboys. Ich naprawdę przyzwoity debiutancki album i ogromna energia sceniczna zaskarbiła sobie sympatię podstarzałych fanów klasycznego rocka na całym świecie.
Na ich ostatniej płycie wszystko wiadome jest od pierwszej minuty „Three Bullets”. Hard rock przeplatany bluesem, duża agresja gitarowych riffów, ostry wokal Phila Campbella i spora różnorodność tempa w utworach nie pozwala oderwać uwagi od tego albumu. W pierwszym tygodniu od jego zakupu przesłuchałem go ponad 10 razy!
Perkusja w każdym utworze jest absolutnie w punkt, linia gitarowa przypomina momentami najlepsze momenty Ten Years After. Ja osobiście chętnie sprawdziłbym, jaki efekt dodałby do tego składu dobry klawiszowiec. Keyboardu jednak tutaj brak, ale nie brakuje za to świeżych rozwiązań muzycznych i naprawdę składniej gry całego zespołu.
„Get Yourself Free” przykuwa uwagę bardzo przyjemnymi chórkami w stylu AC/DC. Kolejny „A Pleasant Peace I Feel” to jeden z najlepszych utworów tego albumu, istne arcydzieło hard rockowego hymnu. Dźwięk gitary traktowany jest tutaj z szacunkiem, a głównym motywem jest dynamiczna perkusja. Chciałoby się więcej takich kawałków w dzisiejszej muzyce.
„Battle Lines” to utwór bardzo mocno zapadajacy w pamięć. Intro i mostek są tutaj swoimi przeciwnościami – w tym pierwszym główną rolę gra gitara, w drugim perkusja. Poza tym utrzymane są w podobnym tonie i świetnie to ze sobą pasuje. Tytułowy „White Bear” dostarcza nam spore wahania prędkości utworu. Wydaje się, że to specjaność The Temperance Movement, ale absolutnie nie w odtwórczy sposób!
Niestety, passę dobrze napisanych kompozycji przerywa zupełnie chybiony „Oh Lorraine” z wokalem, któremu nadano efekt lekkiego opóźnienia. Utwór jest jednak nieskładny i dziwi mnie fakt, że przeszedł selekcję i został wybrany na ten album. Sam zespół przyznaje, że kawałek ten (wraz z bardzo powtarzalnym „Modern Massacre”) nagrany był na koniec tworzenia krążka, a inspiracją do jego napisania była twórczość Beastie Boys i Tame Impala. Odbiega to od mojego gustu muzycznego i moim zdaniem oba te utwory są najsłabszymi elementami tego albumu. Na szczęście „Magnify” znowu porywa swoim dźwięcznym riffem i łatwo można zapomnieć o tych kilku minutach nietrafionych kompozycji. Kolejny “The Sun and Moon Roll Around” przypomina bardziej utwor metalowy niż hard rockowy, brzmiąc jak delikatna wersja KoRna. Na zakończenie Temperance Movement raczy nas bardzo wolną balladą „I Hope I’m Not Losing My Mind”. Odrobina nostalgii na koniec tego świetnego albumu pasuje jak ulał.
„White Bear” to moim zdaniem najlepszy hard rockowy krążek 2016 roku. The Temperance Movement udało się nawiązać do początków tego gatunku w latach 70, muzycy stawiają na sprawdzone rozwiązania, serwują prawdziwie mięsiste riffy i zabierają słuchacza na prawdziwie męską, niespełna 40 minutową, przygodę. Aż chciałoby się więcej!