Lubię słuchać nowych albumów, gdy nic innego nie rozprasza mojej uwagi. Kiedy mogę bez oporów wejść w historię opowiadaną przez artystę, zobaczyć w niej siebie, poczuć to, co najgłębiej szarpie. Tak więc, gdy 16 września ogłoszono premierę Kindly Now, przygasiłam światła, włączyłam Spotify, zanurzyłam się w wannie gorącej wody i zamknęłam oczy, pozwalając, by ciepło i dźwięk przeszyły moje ciało, umysł i duszę.
Żeby w pełni zrozumieć ideę najnowszego wydawnictwa Keatona Hensona należy sięgnąć do jego dwóch pierwszych albumów – Dear... (2012) oraz Birthdays (2013), ponieważ Kindly Now to kontynuacja medytacji na temat odcieni miłości, jej delikatności, szorstkości, wypukleń i zakamarków. W brzmieniu albumu słychać też jednak silne wzorce kompozycyjne z Romantic Works (2014), instrumentalnego wydawnictwa o neoklasycznym klimacie stworzonym we współpracy z Renem Fordem oraz elektroniczne motywy rodem z Behaving (2015). Można to dostrzec już podczas „March” (jak i w późniejszym „Holy Lover”), który jest intrem do całości płyty. Zaraz po wstępie następuje lekko otulający „Alright”, który był pierwszym singlem promującym ten album oraz bardziej mroczny drugi singiel - „The Pugilist”, który swoim brzmieniem przywodzi na myśl takie utwory jak „Party Song” z Dear… czy „Don’t Swim” z Birthdays.
Całość Kindly Now jest bardzo spójna stylistycznie dzięki mnogości partii fortepianowych i smyczkowych. One natomiast nadają temu albumowi nieco patetyczny charakter, tym bardziej, że Henson nareszcie wyszedł wokalnie z kokonu nieśmiałości, zwiększając natężenie odbioru tych kompozycji. Mocno dotykającymi utworami, nad którymi warto zatrzymać się dłużej zarówno pod kątem muzycznym, jak i lirycznym, są na pewno „No Witnesses”, „Comfortable Love”, „Polyhymnia” oraz „How Could I Have Known”. To jedne z tych numerów, których się nie słucha – ich się doświadcza. Są odczuwane całą powierzchnią serca, przywołują wspomnienia schowane w najbardziej zakurzonych szufladach, które przecież nigdy nie zostały zamknięte na klucz. Powracają miejsca, zapachy, gesty, uśmiechy, osoby. Wrażenia, które powodują, że stajesz się całkowicie bezbronny, ale przez to otwarty i na nowo wypełniany emocjami, które nie zostały uwolnione w odpowiedniej chwili („How could I have known / You were the air I breathe / If I don't believe in love?”).
Keaton Henson poprzez Kindly Now nie tyle opowiada słuchaczowi historię, ile powoduje, że słuchając jego kompozycji zagłębiamy się w siebie. Bardzo delikatnie rozcina źle zasklepione rany, które wciąż się jątrzą i opatruje je na nowo, natomiast blizny przykrywa ciepłą dłonią. Być może właśnie to powoduje, że do jego utworów się ciągle wraca. Choćby po ułamek tekstu, jak w „Old Lovers In Dressing Rooms” („Did you love me like the way you wrote? / Well I'm afraid so, I'm afraid so”) czy utulającą melodię „Good Lust”. Jest to album o traceniu i zyskiwaniu czy też krócej – o życiu. Dużo dojrzalszy muzycznie niż Dear…, Birthdays czy nawet 5 Years (2015), Kindly Now jest doskonałym przykładem jak bardzo artysta może ewoluować w przeciągu zaledwie kilku lat, co stanowi jego dodatkową wartość.
Gdyby ten album miał motto, brzmiałoby ono: „Dostrzec więcej, dotknąć mocniej, wniknąć głębiej” i byłoby realizowane z godną podziwu stanowczością.