Starsabout to młoda białostocka formacja, którą tworzą gitarzysta Tomek Kryjan, wokalista i gitarzysta Piotr Trypus, perkusista Sergiusz Pruszyński i basista Piotr Ignatowicz. Powstali pod koniec 2011 roku, w następnym grali pierwsze próby i koncerty. Dwa lata później zrealizowali debiutancką EP-kę zatytułowaną Black Rain Love a w tym roku rozpoczęli nagrywanie pełnowymiarowego debiutu zatytułowanego Halflights, który doczekał się swojej premiery w tym miesiącu. Owa premiera zbiegła się zresztą z koncertem formacji w rodzinnym Białymstoku, na który dotarła zachęcona przeze mnie przyjaciółka i… I powiedziała, że koncertowo dają radę.
A z jaką muzyczną materią dają sobie radę? Oddajmy na chwilę głos artystom: Muzyka, którą tworzymy jest wypadkową życiowych i muzycznych doświadczeń i emocji każdego z nas. Cechą charakterystyczną brzmienia Starsabout jest wszechobecny klimat. To nasz wytrych, którym staramy się dotrzeć do serca słuchacza. Interesuje nas pisanie muzyki wrażliwej, która ma znaczenie, takiej, która będzie dobrym towarzyszem w podróży po codzienności. Nasze dźwięki są dla melancholików, wrażliwców, kontemplujących, dla tych, którzy nie dosypiają w nocy, którzy nigdzie się nie śpieszą bądź potrzebują wytchnienia, dla tych, co szukają głębiej, dla tych, co wolą dobra niematerialne, dla tych którzy chcą widzieć świat inaczej niż reszta…
Ładnie, nie? Niby banalnie, niby to wszystko już słyszeliśmy w promocyjnych notkach, niby… A jednak białostocczanie trafiają w punkt. Bo w zasadzie w tych słowach jest kwintesencja ich muzyki. Muzyki, którą lepiej opisać emocjami, niż kolejnymi łatkami, szufladkami i nazwami podobnie grających kapel.
Album przynosi osiem bardzo niespiesznych, powolnie rozwijających się kompozycji, jakby sennych i onirycznych, czasami jednak zaskakujących mocniejszym porywem gitarowej zadziorności (Bluebird). Słychać tu ewidentne odniesienia do post rocka ubranego jednak w melancholijne szaty. Ładnie odnajduje się w takiej stylistyce wokalista Piotr Trypus (znany naszym czytelnikom z projektu Seasonal i albumu Loneliness Manual), śpiewający lekko zmęczonym, czasami niepokojącym głosem. To dźwięki niezwykle ilustracyjne, mogące stanowić tło do zatrzymania się i rozważań nad pędzącą dookoła rzeczywistością, jakże kontrastującą z muzyką Starsabout. Trudno tu w poszczególnych ścieżkach wyróżniać zwrotki, czy refreny - utwory są bardziej luźnymi kompozycjami - muzycy opierają swoje piosenki na dobrej melodyce, choć tak naprawdę sama barwa dźwięku wydaje się być istotniejsza od melodii.
Nie chcę nikomu wmawiać, że sam album wgniata w fotel. Spokojnie, to dopiero ich debiut. Niemniej album intryguje, jest spójny stylistycznie i choć niełatwo coś na nim wyjątkowo wyróżnić, postawię na Black Rain Love. Najdłuższy w zestawie, transowy, z wyrazistym basem, do tego mający w środku wyciszającą wstawkę. Ciekawa rzecz, zresztą jak cały krążek.