Pamiętam bardzo dobrze nieistniejącą już ósemkę. Różne miała warianty trasy: ten ostatni zaczynał się na pętli pod bytomską Politechniką i w parę chwil potem, po przebiciu się przez centrum, ruszał na wschód, do Piekar. Przed II wojną linia kończyła się przy kopalni „Nowy Orzeł Biały”; po wojnie stopniowo ją wydłużano, aż doszła do Dąbrówki Wielkiej. Dalej już się nie dało: na drodze stanął zbyt wąski wiadukt drogowy i ósemkę zakończono pętlą w szczerym polu, przy drodze, kawałek przed sporym osiedlem. To z czasem okazało się jej przekleństwem: w puste pola raczej mało kto chciał jeździć, a z osiedla na pętlę było trochę za daleko… Późnym wieczorem 31 marca 2006 linia nr 8 przeszła do historii, z czasem tory i trakcję zdemontowano. Dziś pozostały ocalałe tu i tam fragmenty torów i ślady po pętli.
Akurat ta płyta mówi o innej ósemce, bydgoskiej. Zresztą częściowo nagrywano ją w tramwaju linii nr 8; płyta jest efektem współpracy 3moonboys z islandzkim duetem, działającym w punkowo-shoegaze’owych rejonach. Album wydano efektownie i nieszablonowo: blaszane pudełko z odciśniętą cyfrą 8, niczym liniowy kwadrat z tramwaju właśnie, w pudełku płyta, teksty utworów, skasowany bilet tramwajowy z połowy lat 90. i muszelka. O co chodzi z muszelką – tego można się dowiedzieć, czytając towarzyszące płycie opowiadanie (w pudełku znalazł się też jego fragment). Przyciąga uwagę.
Zaś co do muzyki – operujemy tu w rejonach gdzieś na pograniczu shoegaze, ambientu, brytyjskiego gitarowego rocka lat 90., psychodelii. Utwory mają z reguły luźne struktury, są formalnie otwarte, czasem przepływają swobodnie jeden w drugi. Pełno tu gitarowych plam, statycznych elektronicznych dźwięków, zapętlonych fraz muzycznych. W „pierwszym” liczy się głównie maniakalnie zapętlony, powtarzany w kółko motyw syntezatora, zresztą repetycjami, także w postaci powtarzanych w kółko linijek tekstu, ten utwór stoi. „liczba podwójna” zaczyna się motorycznie, dynamicznie, ale z czasem ten rytm zanika i muzyka znów się rozpływa, nabierając floydowskiego, psychodelicznego posmaku. Lekko taneczny, jakby nieco karaibski rytm w „wietrznym mieście” przyjemnie skontrastowany został ciętymi, chropowatymi gitarowymi riffami, gdzieś z punkowych rejonów… Mimo nieco bujającego, ale lekko tylko zaznaczonego, nie narzucającego się rytmu „bardzo” opiera się na takim niespiesznym, swobodnym płynięciu przez morze dźwięków aż do rozlanego, amorficznego finału z gitarowymi plamami. Dla odmiany „pieśń przyszłości” zasadza się na nerwowym, programowanym rytmie. „GoGo towar” to jakby synteza obu tych utworów: dość „niedookreślony”, luźny w pierwszej części, pod koniec nabiera przyjemnego gitarowego transu. Na koniec pojawiają się dwa utwory, którym najbliżej byłoby do miana „piosenek”, ale i tutaj, mimo nieco większej dyscypliny kompozycyjnej, zachowano otwartą strukturę, postawiono przede wszystkim na tworzony przez gitary, syntezatory i sample klimat…
Tak się zastanawiam, jak słuchałoby się tej płyty podczas podróży ósemką. Jak obserwowałoby się przepływający za oknem krajobraz Bytomia i Piekar, stare ceglane domki, nierówne, zaniedbane torowisko, przemysłowe krajobrazy na horyzoncie i puste pola z tą melancholijną, bardzo klimatyczną muzyką w słuchawkach, zwłaszcza jesienią. No cóż, już się tego nigdy nie dowiem. Natomiast płytę jak najbardziej gorąco polecam.