Po dwóch latach od wydania niezwykle udanego debiutu The Bones Of What You Believe szkockie trio Chverches powraca, w tym samym składzie: z Laudern Mayberry na wokalu oraz Iainem Cookiem i Markiem Dohertym na instrumentach (głównie syntezatory, perkusje, przestery etc.). Every Open Eye to album, który pokazuje, że nie wszystkich dotyka klątwa drugiej płyty. Nie ma tu rewolucji, ale kolejne utwory prezentują brzmienia, które tak dobrze przyjęto przy okazji debiutu – melodyjna elektronika, zabawa synthpopem i przebojowość. Tym razem całość jest jednak bardziej przemyślana, zgrabniejsza i momentami zdecydowanie bardziej odważna.
Już dwa utwory otwierające – „Never Ending Circles” i „Leave A Trace” zawierają w sobie porządną dawkę rytmu i czarują wokalem Lauren. Jednocześnie podkreślają to, co jest niezwykłą siłą Every Open Eye. Przy zachowaniu alternatywnego brzmienia jest to album niezwykle … mainstreamowy. Kolejne utwory wpadają w ucho i nie chcą wyjść z głowy, a po 2-3 przesłuchaniach albumu mimowolnie zaczynamy je nucić pod nosem. Na płycie nie brakuje także momentów tanecznych – „Keep You On My Side”, „Make Them Gold” , czy agresywniejsze, wbijające w ziemię rytmem „Bury It”. Mnie szczególnie ujęły jednak te numery, które ciekawie budują rytmikę, a jednocześnie pozwalają zachować to, co w brzmieniu Chverches najważniejsze – melodyjny wokal Lauren. Najwyraźniej możemy to odczuć w stonowanym, synthpopowym „Clearest Blue” i w niezwykle przebojowym „Empty Threat”. Every Open Eye, ma też jednak momenty, które nie porywają - „High Enough To Carry You Over” to kalka z innych wykonawców śpiewana przez którego z instrumentalistów, a „Playing Dead” już zbyt mocno odjeżdża w stronę tanecznego popu.
Drugi album Chverches nie jest rewolucją względem debiutu. Zespół postawił na pomysły sprawdzone na The Bones Of What You Believe, ale trochę je rozbudował i odważniej zaaranżował (czasami może zbyt odważnie). Warto też podkreślić, że muzycy sprawdzili się kompozytorsko, ponieważ bardzo dobrze żonglują tym, co w elektronice bardzo ważne – minimalizmem i rozbudowanym, przestrzennym brzmieniem.
Jest dobrze, a nawet bardzo dobrze, ale przy kolejnym albumie przydałoby się jeszcze więcej eksperymentów.