Dokształt koncertowy – semester trzeci.
Wykład dziewiąty.
To już ponad dwadzieścia lat? Toż to już prawie Ćwiara Minęła! Jak ten czas leci. A wydawałoby się, że jeszcze tak niedawno te płyty się ukazywały, w Trójce u Tomka Beksińskiego często gościły (bo on chyba ich wynalazł). Sam zespół też już istnieje około trzydziestu lat i można powiedzieć, że to weterani, a nawet dinozaury sceny muzycznej.
Nazwa Deine Lakaien zazwyczaj kojarzy się z gotykiem i jest to słuszne skojarzenie. Natomiast jeśli trochę bliżej przysłuchać się tej muzyce, to raczej wywodzi z okolic synth pop/new romantic, a za gotyckość tej muzyki odpowiadał głównie odpowiedni klimat, oraz niski, melancholijny wokal Veljanova. Pierwsza ich płyta ukazała się w 1986 roku, ale wydana własnym sumptem w ilości 500 egzemplarzy, nie miała szans na większy odzew. Ale ta muzyka od czasu do czasu wypływała na jakichś składankach, na singlach, pojawiała się w radiu i wreszcie ktoś się nimi bardziej zainteresował. Na początku lat dziewięćdziesiątych podpisali kontrakt z firmą Chrome i ich kariera ruszyła z kopyta. I to bardzo z kopyta, bo w 1991 roku wydali aż trzy płyty – pojawiła się reedycja debiutanckiego krążka, nowa, duża płyta „Dark Star”, oraz EPka „2nd Star” z materiałem pół na pół premierowym. Zespół nie ograniczył się jednak do wydawania płyt, pojechali też w trasę koncertową. A ponieważ we dwóch to trudno na scenie, dobrali sobie jeszcze dwóch muzyków – Michaela Poppa i Christiana Komorowskiego. Efektem tego tournee, które odbyło się na początku 1992 roku, był album koncertowy „Dark Star Tour ’92 Live”, wydany w tym samym roku.
Takie kapele jak Deine Lakaien, których brzmienie opiera się na syntezatorach zwykle mają dosyć spory problem, żeby przenieść wszystko to, co było w studiu na scenę. W przypadku Niemców udało się śpiewająco z dwóch, chyba, powodów. W tamtych czasach muzyka duetu nie była zbyt skomplikowana aranżacyjnie – różne elektroniczne przyciskała, pewnie jeszcze nie z tej najwyższej półki (szczególnie dotyczy to debiutu), to nie było to, czego by się nie dało odtworzyć, a nawet poprawić na scenie. Do tego dwaj dodatkowi muzycy na pewno wzbogacili brzmienie zespołu. W efekcie te koncertowe wersje znacznie przebijają wersje studyjne! W tym momencie rodzi się pytanie – na ile faktycznie jest to zarejestrowane „na żywo”, a na ile doszlifowane w studiu. Ale jak to mawia jeden mój kolega – chcesz mieć pewność, że to na pewno wszystko na żywo – to słuchaj tylko bootlegów. Przytłaczająca większość albumów koncertowych jest mniej lub bardziej poprawiana w studiu. Z „Dark Star Tour” też pewnie tak było, ale mam nadzieję, że najwyżej było to odtworzenie tego, co nie do końca dobrze się nagrało, a nie nagrywanie tych utworów od początku i dodawanie tego odgłosów z widowni.
Jako że tytuł albumu to „Dark Star Tour”, znajdziemy na nim wszystkie utwory z wspomnianego krążka „Dark Star” i o czym już wspomniałem, właściwie wszystkie, są lepiej zagrane, niż w studiu. Dotyczy to też i pierwszej płyty. Zwłaszcza początek jest mocny – wydłużona, nieco hipnotyczna wersja „Colour-ize”, potem jeszcze lepsze, ciężkie, dołujące „Love Will Not Die”. Koniec to psychodeliczny wręcz „Ulysses”. Jedyny utwór, o którym nie mogę powiedzieć, że wypada lepiej, niż studyjny oryginał to „Love Me to The End”, chociaż właściwie jest to wersja wersji z EPki „2nd Star”, a nie z longplaya „Dark Star” – agresywniejsza, ostrzejsza. Jednak właściwie to jedyny taki „dysonans”.
Jak na wykonawców takiego, czyli mocno syntezatorowego grania jest to zaskakująco dobry album, a dodatkowi muzycy pomogli stworzyć ze znanej materii coś nowego. I to jest podstawowa zaleta „Dark Star Tour”. I dlatego akurat to wydawnictwo warto mieć.
Pytania dwa:
1.Deine Lakaien znaczy Twoi Lokaje, a w latach siedemdziesiątych pewien amerykański, dość znany zespół progrockowy zatytułował swoją, debiutancką płytę, jeżeli chodzi o znaczenie, bardzo podobnie. Też to są dwa słowa. (5 pkt.)
2.Jaki utwór Deine Lakaien pasuje na 1-go grudnia? (3 pkt.)