Choć to debiutancka płyta Sold My Soul, nie jest to nieznany zespół. Istnieją od 2011; w roku 2013 pokazali się na opolskim DrumFeście jako support Steamroller, wygrali też festiwal im. Ryśka Riedla „Ku przestrodze” (a wokalista udziela się też m.in. w zespole Leszka Cichońskiego i w grupie 5 Rano – fajne bluesowe granie, polecam). Szersza publiczność miała zaś okazję usłyszeć o nich, gdy ostatnio pojawili się w X-Factorze. Na sukces szans nie mieli, biorąc pod uwagę, że jedyną osobą w jury prezentującą (no, od czasu do czasu) jakieś przebłyski intelektu jest Ewa Farna (!), a pozostała trójka (z Czesiem Duńczykiem na czele) przez cały czas zajadle się licytuje, kto zrobi z siebie większego przygłupa. Ale cel został osiągnięty – panowie się pokazali, zaistnieli w świadomości co bardziej inteligentnych odbiorców X-Factora, a teraz ukazuje się debiutancka płyta (pełnowymiarowa – 2 lata temu wyszła 5-utworowa EPka).
Na albumie zatytułowanym po prostu „Sold My Soul” dostajemy prawie godzinę ciężkiego blues-rocka, czasami o zeppelinowej proweniencji, czasem zjeżdżającego w klimaty Południa Stanów Zjednoczonych (kłaniają się choćby Lynyrd Skynyrd i .38 Special) czy teksańskiego grzania a la ZZ Top. Smok Smoczkiewicz (grał w brytyjskich zespołach Unbroken 71, Sonicbrew i Freebird) – kompozytor całości materiału – oprócz dobrej ręki do riffów i solówek potrafi też zgrabnie zakomponować utwory jako całość: wie, jak podkręcić kompozycję przez zastosowanie pauz („Let It Be”), potrafi ciekawie przetykać mocniejsze granie spokojniejszymi momentami („Wciąż żyję”, „Teraz albo nigdy”) albo w środek dynamicznego, żywego utworu dołożyć w kontrze spokojniejszy, wolny fragment („Nie znasz mnie”). Panowie potrafią zagrać nienachalnie przebojowo, stworzyć zgrabny, wpadający w ucho kawałek – takie są “One 2 Seven” (z krótkim basowym solem w środku), osadzony na skocznym rytmie, wywiedzionym z okolic boogie, czy szczególnie drapieżnie zaśpiewany „Nie znasz mnie”. Nie zabrakło klasycznych blues-rockowych ballad – „Teraz albo nigdy” (pomieszanie ciężkiego blues-rocka z klimatami a la Gov’t Mule czy Lynyrd Skynyrd) czy „Can’t Leave You Behind”, efektownie zwieńczonych stylowymi, dramatycznymi gitarowymi solówkami. Do tego jest „You Made Me Who I Am” – klasyczny, powolny, minorowy blues-rock, bliski temu, co kiedyś robili Zeppelini, Free, The Groundhogs czy Bad Company, albo i ten lżejszy, bardziej bluesowy Black Sabbath.
Sold My Soul stawiają na klasyczny skład: wokalista, gitara, sekcja. Basista (co w takim blues-rockowym ciężkim graniu jest właściwie normą) nie pełni tu tylko roli dostawcy rytmicznego pulsu napędzającego kompozycję (choć to wychodzi mu przednio), często i chętnie wdaje się w pojedynki z gitarą – nie tylko w opartym na fajnym basowym riffie „Wciąż żyję”. Po instrumenty klawiszowe panowie sięgają okazjonalnie, za to z bardzo dobrym efektem: stylowo pobrzmiewające organy Hammonda uroczo podkreślają klimat „Lady Winter Blues”, a fortepian elektryczny pięknie uzupełnia gitarowe linie w „You Made Me Who I Am”. Jeżeli coś budzi pewne zastrzeżenia, to wokalista, w numerach anglojęzycznych śpiewający chwilami co nieco powściągliwie – a, co bardzo dobrze słychać w utworach zaśpiewanych po polsku (na czele z czadowym „Nie znasz mnie”), facet ma kawał głosu i do tego potrafi się nim posługiwać (a to w polskim hardrockowym graniu ostatnimi laty nieczęste). I nie jest to kwestia językowa, bo Łyczek radzi sobie z angielskim bardzo dobrze. Więcej odwagi, przyjacielu!
Stylowa, mocna, czadowa płyta. Może nie odkrywa przed słuchaczem nowych muzycznych lądów, ale zapewnia godzinę świetnego grania w tradycyjnym, klasycznym blues- i hardrockowym stylu. Co prawda dopiero maj, ale mam wrażenie, że ta płyta zajmie wysokie miejsce w moim podsumowaniu AD 2014.