Ta płyta ukazała się w okresie gdy nerwowo generowaliśmy gwiazdkowe prezenty. Widocznie byłem grzeczny gdyż św.Mikołaj przeciskając swe grube cielsko przez kaloryfer (nie mam komina:-) umieścił zgrabnie paczuszkę z płytą pod rozłożystą choinką mrugającą zalotnie z rogu mego pokoju. Nie powiem, uradowałem się, głównie z dwóch powodów. Po pierwsze cały czas jestem pod wrażeniem albumu Chain Reconstruct (patrz niedawna recenzja na Caladanie), którego leader Henning Pauly jest głównym pomysłodawcą i kompozytorem Frameshift. Drugim powodem radości, chociaż początkowo i obaw była zapowiadana obecność Jamesa LaBrie, frontmana Dream Theater, za którym ..hmm.. nie do końca przepadam chociaż teraz......ale nie uprzedzajmy faktów. Kolejnym czynnikiem budzącym mą ciekawość były totalnie zróżnicowane opinie krytyków. Od zachwytów (niektórzy okrzyknęli ten album płytą roku) po skowyt rozczarowania lub wręcz nienawiści. I jak tu nie posłuchać muzyki budzącej tyle spolaryzowanych uczuć ?
Faktycznie, dla niektórych Unweaving The Rainbow może wydawać się kontrowersyjny. Z pewnością do tej grupy należą głównie ci, którzy nie znali wymienionego przeze mnie wcześniej albumu Chain oraz fani szukający nawiązań do Teatru Marzeń lub choćby do którejś z solowych płyt Jamesa opatrzonych nazwą Mullmuzzler. Frameshift wydaje się kolejnym krokiem na przód po Reconstruct, który mimo, że wydany w 2003 roku skomponowany został w 1994. Podobnie jak Chain Unweaving The Rainbow jest bardzo eklektyczny mieszczący się w dość obszernej definicji progresywnego rocka. Poza tym muzyka zawarta na tym krążku jest bardzo...zimowa. Jakoś nie wyobrażam sobie aby album mógł się ukazać latem. Dużo przestrzeni, ulotności i zadumy czyli klimat jak ulał pasujący do rozhasanych za oknem płatków śniegu:-) Przejdźmy jednak do szczegółów.
Album otwiera króciutka miniaturka akustyczna Above The Grass – Part 1, która powraca pod koniec płyty. Po niej pojawia się brawurowo zagrany The Gene Machine. Utwór ten może być wizytówką Frameshift głównie ze względu na dość oryginalne brzmienie klawiszy nadających właśnie wrażenie rzeczonej ulotności. Dość mocno skontrastowany, dynamiczny i melodyjny progrock z wyraźną nutką ambientu. Już w tym momencie zostałem zaskoczony wokalizami pana LaBrie, o których później. Spiders jest już mocniejszy, stanowiący pierwszy akcent progmetalowy na płycie (a jakże mogłoby być inaczej:-). W tym momencie wydawać by się mogło, iż dynamika albumu wzrośnie. Nic podobnego. Kolejny track River Out Of Eden jest nostalgiczną balladą, których wiele na Unveawing The Rainbow. Mimo, że zaprzeczyłem wcześniej analogiom z Teatrem Marzeń można z przymrużeniem oka ustawić ten utwór obok The Silant Man czy też Hollow Years. Zaznaczyć należy permanentną obecność ambientowych keyboardów. Message From The Mountains jest zaskakującym ukłonem w stronę twórczości Arjena Lucassena. Bajkowy klimat z charakterystycznym, skocznym i odrobinkę celtyckim motywem przewodnim. Momentalnie zacząłem się zastanawiać jak wypadnie James w kolejnej odsłonie Ayreon - The Human Equation, który ukaże się w maju tego roku..... Po chwili szaleństwa kolejne uspokojenie. Your Eyes to kolejna ballada tym razem przy akompaniamencie gitary klasycznej i wiolonczeli. W podobnym nastroju, choć może bardziej onirycznym, utrzymany jest La Mer rozkołysany tym razem w dźwiękach fortepianu z patetycznym zakończeniem. Ładniutkie chociaż niecierpliwy słuchacz może troszeczkę ziewnąć:-). I znowu zaskoczenie. Nice Guys Finish First wyrywa się niczym przysłowiowy Filip z konopi. Dziwny, infantylny kawałek z szantowym refrenem, który za nic nie pasuje do koncepcji całej płyty. Od kolejnego utworu Arms Races poziom Unveawing The Rainbow wyraźnie zwyżkuje. Opłacało się czekać te czterdzieści minut. Rasowy, choć odrobinkę leniwy progmetaler z niesamowitą atmosferą i typowymi dla gatunku patentami. Po dawce adrenaliny znowu zostajemy kładzieni do snu za sprawą Origins And Miracles. Piękna kompozycja znowu świetnie pasująca do zimowej aury, z nastroju której wyrywa nas dynamiczny Off The Ground. Łapiemy się na skojarzeniach z The Flower Kings lub Spock’s Beard tylko, że w wydaniu bardziej „heavy”. Przyzwyczajeni do huśtawki ze spokojem słuchamy kolejnej kompozycji Walking Through Genetic Space. Nie jest to zwykła ballada. Utwór napiętnowany jest bardzo zgrabnymi liniami melodycznymi z łatwością wpadającymi w ucho. To typowy kawałek, przy którym ma się ochotę falować w wyimaginowanym tłumie z wysoko uniesioną zapalniczką. Po nim oczywiście czas na progmetalowy czad w postaci mojego ulubionego utworu Cultural Genetics. Z zaskoczeniem pośród połamanych riffów, loopów i kaskad gitarowo-klawiszowych odnajdujemy grasujące.....banjo (LOL!). Nie inaczej jest z Bats. Powiedziałbym, że to jakby ambient-progmetal. Na uwagę zasługuje wspaniałe lekko kakafoniczne saksofonowe solo, które nadaje smaczków znanych z płyt Magellana. Świetne zwieńczenie albumu. Na deser otrzymujemy króciutki powrót-klamrę do początku płyty w postaci orkiestrowej wersji Above The Grass – Part 2.....ufff, czy to możliwe? Za nami blisko 80 minut muzyki!!!
Nadszedł czas aby skrobnąć parę słów na temat mego pozytywnego zaskoczenia wokalizami Jamesa „Serka” LaBrie. Wygląda na to, że Henning Pauly dał Jamesowi wolną rękę, a ten skwapliwie z tego faktu skorzystał pozwalając sobie na śmiałe eksperymenty, których wynik jest całkiem pozytywny. LaBrie jako zadeklarowany fan Queen raczy nas wieloma wokalnymi nakładkami i niezłymi harmoniami. Zdecydowanie wypada on w formule tej płyty bardzo dobrze. Ba, powiedziałbym nawet, że jest jej poważnym atutem. Myślę, że z Unweaving The Rainbow powinni zapoznać się przede wszystkim Ci, którzy mają do pana LaBrie poważne zastrzeżenia w macierzystym Dream Theater. Czyżby Petrucci i spółka trzymali „Serka” na króciutkiej artystycznej „smyczy” ? :-)
Tytułem uzupełnienia dodam jeszcze, że recenzowane wydawnictwo jest koncept-albumem, którego liryki powstały pod wpływem twórczości neo-Darwinisty Richarda Dawkinsa, który popełnił m.in.książkę o tytule Unweaving The Rainbow.
Jak zwykle ma opinia na temat tej płyty jest wypośrodkowana. Nie sądzę, że Unweaving The Rainbow jest płytą genialną, należącą do czołówki wydawnictw z 2003 roku. Nie uważam również, iż jest to popelina. Ot, ciekawa muzyka, świetnie zrealizowana i wykonana. Jeśli będziecie mieli okazję posłuchać tej płyty to namawiam. Warto.