Z niemieckim kwartetem Valley’s Eve było tak. Około dwa lata temu nabyłem polecany przez znajomego album „The Atmosphere of Silence” z 1999 roku. Niestety nie mogłem podzielić entuzjazmu kolegi. Muzyka zawarta na drugiej, jak się okazało, płycie (po debiucie z 1996 roku – „Prodigia”) nie za bardzo przypadła mi do gustu. Mimo wyraźnej inspiracji Fates Warning danie o nazwie „The Atmosphere of Silence” smakowało nijako, tu i ówdzie niedopieczone, w większości ciężko strawne. „Cóż” – pomyślałem, „nie zawsze zarzucona sieć zawiera okazałe rybki”. Płytka trafiła w ciemny zakamarek szafki i dość szybko zapomniałem o nazwie Valley’s Eve.
Całkiem niedawno żeglując po bezkresnych oceanach internetowych stron muzycznych natknąłem się na recenzję płyty „Deception of Pain”. Nie zdziwił mnie fakt pojawienia się informacji, że Valley’s Eve zmieniło styl określając się bandem spod znaku „agressive power metal”. W końcu dość dużo zespołów nie wytrzymuje progresywnej presji i z radością wskakuje do dużo mniej zawiłych potoków:-) Zafrapowała mnie wielka przychylność recenzenta. Tego jak i innych. Wysokie noty nie dawały mi spokoju. W końcu ciekawość wygrała i ...............nie żałuję pieniędzy wydanych na TEN album.
Otóż faktycznie Niemcy zmienili się nie do poznania. „Deception of Pain” to trzynaście dawek adrenaliny. Energia zdaje się wręcz rozpierać członków Valley’s Eve. Mamy tu rasowy, typowo niemiecki power metal z wieloma akcentami progowymi (a jednak!!!). Muszę zaznaczyć, iż nie chodzi o włoski power metal charakteryzujący się infantylnymi galopadkami i koronkami. W tym przypadku mamy power w starym stylu. Męski, stanowczy i do bólu bezpośredni. Nisko strojone gitary, zaciekłe riffy i dość dobry (aczkolwiek chwilami monotonny) wokal greka z pochodzenia, niejakiego Roberto Liapakisa. Rzeczą, która najbardziej mi brakuje podczas odsłuchu „Deception of Pain” są klawisze. Co prawda chwilami pojawiają się „keyboardowe” tła ale niestety kompletnie zrezygnowano z efektownych solówek. Być może są tacy, którym takie rozwiązanie odpowiada. Ja jednak, mocno zakorzeniony w klasycznym progmetalu odczuwam boleśnie takowe posunięcia.
Opisując na łamach Caladana muzykę jakiegoś zespołu zawsze staram się znaleźć analogie. Nie jest to może zbytnio oryginalne i obiektywne ale IMO dość zgrabnie wizualizuje dźwięki płynące z głośników. W przypadku płyty „Deception of Pain” odczuwam znajome wibracje towarzyszące produkcjom Eidolon, Pagan’s Mind i......Fates Warning (wilka ciągnie do lasu:-). Jestem wręcz przekonany, że przychylni wyżej wymienionym kapelom dość ciepło przyjmą najnowszą propozycję Valley’s Eve. Jak tu nie być zachwyconym gdy już otwierający „Deception of Pain” „Fire Burns” (zgodnie z tytułem) rozpala do białości!!!!!!!!:-)
Jak już kiedyś napisałem zespoły ewoluują. Czasami trafiają kulą w płot , czasami trafiają w dziesiątkę. Czy zwrot w karierze niemieckiego Valley’s Eve był słuszny? Przekonajcie się sami.......