Malkontenci stwierdzą : "Nooo nie, kolejny chory i przynudny projekt Frippa i spółki. Jak takich rzeczy można słuchać?"
Moja odpowiedź brzmi następująco: "Drodzy malkontenci. Zanim ciśniecie tą płytą za okno zapomnienia i niewiedzy pozwólcie rzucić mi małe światełko na ten dość zacny album i doczytajcie przynajmniej niniejszą recenzję do końca".
Powyższy apel nie dotyczy zagorzałych fanów King Crimson i twórczości "Prezesa" Frippa, gdyż ci już najprawdopodobniej zapoznali się z tym materiałem i mają dawno wyrobione określone zdanie.
"Heaven and Earth" jest dość ciekawym i niezwykłym projektem. Powstał on podczas prób i sesji nagraniowej ostatniej produkcji Karmazynowego Króla "The Construkction of Light". Stąd też podtytuł płyty "Xtrakctions of Light" oddający chyba najpełniej eksperymentalny charakter tego wydawnictwa. Jak można się domyśleć mamy tu komplet muzyków lub jak to często na Crimsonowych okładkach czytamy, personelu. Robert Fripp dzierży gitarę i bawi się soundcapes'ami (takie unowocześnione "frippotronics"). Adrian Belew pogrywa na gitarce tudzież na przeszkadzajkach oszczędzając odbiorcy przyjemności (lub nieprzyjemności) słuchania swego wokalu. Trey Gunn zajmuje się całą gamą wymyślnych gitar od poczciwego basu począwszy, do przeróżnych stick'ów i warr guitars. Za bębnami oraz instrumentami perkusyjnymi zasiada poczciwy Pat Mastelotto.
Początkowo intencją zespołu było rozprowadzenie tego albumu jako ciekawy "merchandise" w trakcie trasy koncertowej promującej "The Construkction of Light". Wiedząc o tym, podczas poznańskiego koncertu King Crimson obok obowiązkowego souvenira w postaci t-shirt'u obiecywałem sobie zakup tego właśnie albumu. Niestety. Obsługa zajmująca się rozprowadzaniem "bajerów" koncertowych ze zdziwieniem wzruszała ramionami na dźwięk nazwy Projekct X. Na szczęście od pewnego czasu mamy wreszcie możliwość odnalezienia albumu na krajowych półkach sklepowych.
Jaką muzykę usłyszymy umieszczając krążek Projekct X w kieszeniach naszych odtwarzaczy? Hmmm. Pamiętacie jak swojego czasu modna była zabawa magicznymi obrazkami, które na pierwszy rzut oka wydawały się bezwładną gmatwaniną figur geometrycznych? Po odpowiednim skupieniu się na obrazku i uzyskaniu właściwej ostrości nagle przed naszymi oczami pojawiały się zaskakująco regularne widoki trójwymiarowe wprawiające w osłupienie początkowych niedowiarków. Taka też jest muzyka na "Heaven and Earth". Po pierwszym przesłuchaniu wydaje się być bezkształtną "papką" dźwiękową, zlewającymi się harmoniami nie pozwalającymi na wskazanie choćby jednego wyróżniającego się utworu. Po kolejnych odsłonach, przy odpowiednim nastroju i skupieniu, a jeszcze lepiej przy wykorzystaniu słuchawek, z ogromnym zdziwieniem zaczynamy dostrzegać subtelne kontury kompozycyjne i aranżacyjne, które z czasem jawią się jako przepełnione głębią urocze obrazy malowane dźwiękiem. Nie należy tu jednak spodziewać się li tylko charakterystycznych dla ostatnich solowych produkcji Fripp'owskich soudscape'ów. Co prawda pojawiają się one tu i ówdzie ale tylko w postaci fragmentarycznego tła lub nastrojowych przerywników. Nie da się ukryć, że na płycie tej króluje sekcja rytmiczna. Potężna, hipnotyczna wręcz chwilami totalnie zautomatyzowana stanowiąca podkład pod popisy Roberta grającego w tak rozpoznawalny sposób. Zniekształcone i przeciągane solówki gitarowe mogące przypominać (ku mojej radości) produkcje Karmazynowego Króla z lat siedemdziesiątych jak np. w utworach "Maximizer", "Six o'clock" czy "Strange ears". W tym ostatnim gitara brzmi czasami nawet jak skrzypce Davida Cross'a z legendarnych płyt "Lark's Tongue in Aspic" czy "Starless and the Bible Black". Czy był to zabieg celowy, czy też moja ogromna tęsknota do tamtych czasów podsunęła mi fałszywą ocenę? Trudno powiedzieć. Prawda pewnie jak zwykle leży pośrodku
Mimo, iż muzycznie "Heaven and Earth" różni się znacznie od "Construkction of Light", atmosfera tego drugiego krążka jest wręcz namacalnie wyczuwalna. Oto w utworach "One e and", "Two awkward moments" czy "Cin alayi" słyszymy studyjną konwersację muzyków przetworzoną w dość zgrabny sposób i tworzącą z resztą utworów jedną nierozerwalną całość. Track zatytułowany po prostu "Conversation pit" opiera się wręcz na samplowanych rozmowach Crimsonowej braci. Kolejnymi nawiązaniami do ostatniego dzieła Karmazynowego Króla są "Demolition", będący alternatywną i raczej próbną wersją utworu o przydługim tytule "The world's my oyster soup kitchen floor wax museum" oraz tytułowy "Heaven and earth", który w niezmienionej postaci możemy odnaleźć wśród tracków Konstrukcji Światła. Muszę przyznać, że pomimo dość znacznej zawiłości tej muzy oraz godnego podziwu stażu muzycznego artystów, słyszalna jest tu duża radość eksperymentowania i niekłamane zaangażowanie w ten projekt.
Reasumując. Oto mamy w ręku dość trudny w odbiorze album, którego chyba nie poleciłbym młodym i niewyrobionym adeptom rocka progresywnego. Płyta zdecydowanie zaadresowana jest do miłośników Crimsonowych klimatów, u których na półce z CD można prawdopodobnie odnaleźć też produkcje Gordian Knot, Attention Deficit, Trey'a Gunn'a czy oczywiście maestro Fripp'a.
Mam nadzieję, drodzy malkontenci, że chociaż odrobinkę zachęciłem Was do zwrócenia uwagi na Projekct X. Tak? Cieszę się. Nie? Hmmm...trudno, starałem się.