Satisfy your needs...
Tranquillizer calmed their fears
But even in repose
They seem to restrain laughter [...]
Pamiętacie Sirrah? Niezwykle obiecującą, swego czasu dosyć popularną a na pewno wielce oryginalną w swojej twórczości kapelę prosto z... Polski? :) Po doskonałym "Did tomorrow come", drugiej płycie zespołu o muzykach Sirrah słuch w zasadzie zaginął. Teraz przypominają o sobie, jako Człowiek Zwany Herbatą - The Man Called Tea. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, iż jeszcze kiedyś ogarnie mnie taki zachwyt po odsłuchaniu efektów pracy Maćka Pasińskiego i jego kolegów. Przyznam też, że nazwa zespołu została dobrana o tyle trafnie, że nie kojarzy się z niczym i sama z siebie sugeruje coś zupełnie pogiętego. Słusznie.
Spróbujmy więc popatrzeć na TMCTea jak na nowy, nieznany zespół. Co to jest? Do czego można porównać tą muzykę? Pierwszy odsłuch przywodzi na myśl... Sirrah :), Samaela, trochę Strapping Yound Lad, może i coś cięższego... Niektórzy mówią, że to, co słychać na "Sketchpadzie #1" to prog-industrial. Trudno tego nie zauważyć. Ciężkie gitary, wszeobecna elektronika, przestery i wokoderami ubarwione partie wokali, czuć tutaj ducha Nine Inch Nails i... Toola. A także bardzo dużą domieszkę muzyki po prostu bardzo dobrej, wymykającej się wszelkim klasyfikacjom.
Zaczyna się od potężnego kopa - "Melting down the charge". Już od początku wiadomo, że muzyka zawarta na krążku nie jest prosta do przyswojenia. To dźwięki, które będą absorbować tylko inteligentnego słuchacza. Odkrywcze dosyć, intrygujące. To, co dziwi i fascynuje w czasie trwania pierwszego utworu potęguje się tylko później. Oto bowiem "The ratchet" fragmentami kojarzy się z doskonałą płytą Mr. Bungle - "California"! Słychać wyraźnie, że Maciek i reszta instrumentalistów to profesjonaliści. Doskonale radzą sobie z nadzwyczaj połamanymi i skomplikowanymi sekwencjami, idealnie potrafią wprowadzić słuchacza w nastrój oszołomienia i opętańczego podniecenia. Nie ma sensu opisywać każdego utworu z osobna; dosyć powiedzieć, że każdy z nich jest niepowtarzalny. W muzykach TMCTea drzemie naprawdę niewyczerpany potencjał twórczy! Aż dziw bierze, że mają oni takie problemy z wydaniem "Sketchpada". Cóż, nie od dzisiaj wiadomo, że promuje się w naszym kraju jedynie wydawnictwa "dla mas"... A ten cd na pewno taki nie jest.
Bogactwo elektroniki wykorzystanej przy nagraniu debiutanckiego krążka formacji jest oszałamiająca; niejeden twórca mógłby uczyć się zasad kompozycji od TMCTea. Nie ma tu ani jednego niepotrzebnego dźwięku i ani jednego taktu, który byłby umieszczony tylko w celu wypełnienia dziury; wszystko jest idealnie zaplanowane i dopasowane do całości, jednobrzmiące. O ile jednak muzykę wykonywaną przez innych "łamaczy rytmów" nazwać mógłbym matematyką brutalności, tu mamy do czynienia z matematyką finezji. Nad dźwiękami generowanymi przez TMCTea unosi się duch wszechogarniającego perfekcjonizmu. Nie dosyć sampli i zaprogramowanej, świetnie brzmiącej perkusji, mamy tu bowiem klawisze, które odstawiają dosyć obłąkane jazdy i ciężkie, a chwilami wyjątkowo delikatne gitary. Po prostu, tutaj każdy wie, po co jest na swoim miejscu i czego się od niego oczekuje, a jednocześnie potrafi wykonywać swoją pracę z pasją i kreatywną przyjemnością. To słychać. Także do warstwy tekstowej płyty nie sposób się przyczepić; polecam lekturę wkładki. Każdy z utworów jest bardziej pozakręcany od poprzedniego. Zresztą, kto zobaczy raz samą okładkę płyty będzie wiedział, że na kompakcie nie może kryć się nic pospolitego.
To nie jest łatwa płyta. Nie polecam jej nikomu, kto ma uraz do elektroniki. Nie polecam jej też tym, dla których metal i jego cięższe odmiany są czymś wyklętym. Jednak, jeżeli naprawdę cenicie sobie świeżość i eksperymentatorstwo w muzyce, "Sketchpad #1" jest dla Was pozycją obowiązkową. Pod względem stopnia skomplikowania muzycznego i kompozycyjnego rozbudowania niewiele słyszałem rzeczy, które mogłyby próbować zagrozić pozycji produkcji The Man Called Tea. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że jest to na swój sposób muzyka bardzo awangardowa.