Naokładce dema nie ma prawie żadnych informacji o zespole (poza dość enigmatycznymi pseudonimami muzyków), więc po pierwszych dźwiękach pomyślałem, że to jakiś nieznany amerykański zespół z początku lat 70. Okazało się jednak, że Luna Negra to jest nieznany (na razie!) polski zespół z końca lat 2000. Grają muzykę wyłącznie instrumentalną, przede wszystkim gitarową, ciężką, wolną, psychodeliczną. Słowem – typowy stoner rock, od czego zespół się bynajmniej nie odżegnuje.
Takiej muzyki powinno się słuchać pod koniec fajnej, całonocnej imprezy, gdy wszystkie laski już zaliczone, wszystkie trawki wypalone i zaczyna powoli świtać. Ponieważ jednak redakcja ani imprez ostatnio nie organizuje, ani nawet nie dostarczyła do słuchania żadnych lasek ani trawki, skazany byłem na przesłuchiwanie dema Luna Negra bez środków dopingujących. Co ma wpływ na jego odbiór.
Żeby wyrazić się jasno – to jest kawał sympatycznej, dobrze zagranej muzyki. Której się miło słucha, ale z której niewiele zostaje. Zdaję sobie sprawę, że komponowanie muzyki instrumentalnej jest trudne. Wokal z założenia skupia na sobie uwagę, przy jego braku – trzeba mieć coś w zamian. Luna Negra nie ma. Mija pół godziny, demo się kończy, fajnie się słuchało i to w zasadzie tyle można o niej powiedzieć.
No ale to w końcu demo. Potrenujcie kompozycję i będzie dobrze.