Znowu Polska! Po doskonałym MAPie przychodzi czas na ukazanie światkowi muzycznemu bielskiej formacji Psychotropic Transcendental. Muzyki bardzo odmiennej od ustatkowanego stylistycznie i tekstowo "Face to face". Tutaj bowiem mamy do czynienia z czymś, co sami twórcy nazywają "narkotycznym porno-metalem". Przyznacie, że to zwiastuje coś bardzo ciekawego, prawda?
Tak też jest. Przepis na Pastę Psychotropową z południa naszego kraju: wrzuć do gara trochę Tool, dosol King Crimson, popieprz za pomocą utartego Samaela, wystudź, posmaruj Magmą, przełóż którymkolwiek z ambitnych sosów nu-metal i wcinaj Psychotropic Transcendental. A tak na poważnie, to mamy tu do czynienia z czymś, co broni się naprawdę zajadle.
Płyta jest pięknie wydana. Profesjonalnie i ze znawstwem zaprojektowany digipack, rozbudowana częśc multimedialna i okładka, która jest nowatorska, piękna i ciekawa. Wszystko na papierze najlepszej jakości i bynajmniej nie w technologii cdr. Szczerze mówiąc, niejeden zespół grający przez lata nie wydał czegoś tak przykuwającego wzrok od pierwszego spojrzenia. A jeszcze lepiej jest, kiedy włożymy cdka do odtwarzacza. Wita nas K-vass jęczący w rytm pierwszego utworu, "Ax libereld". Potem zresztą okazuje się, że rzeczony wokalista zna się na rzeczy i nie tylko jęczeć potrafi, bo i też wydzierać się, i śpiewać w stylu iście balladowym, że aż miło. Właśnie... Warto poświęcić chwilę tekstom, gdyż... Zespół wymyślił swój własny język! Niezwykle skomplikowany, trudny w wymowie i imponujący. W części multimedialnej cd dostępne są przekłady, polecam. Pomaga w zrozumieniu tej lekkiej nowalijki, która jednak wywiera należyte wrażenie na słuchającym.
Instrumentalnie "Ax libereld..." również prezentuje wysoki poziom. Muzycy, którzy mają za sobą już całkiem pokaźne doświadczenie sceniczne robią wszystko, by pokazać swój kunszt. Udaje się im to... Rozbudowane kompozycje, ciężkie, transowe brzmienia gitar i perkusji, a do tego opętańczy wokal K-vassa. To naprawdę powala. Serce rośnie, rzekłby jeden z wieszczów, hail to the Psychotropic! Zaczynamy przestawać mieć się czego wstydzić. Oby tak dalej! Premierowe wydawnictwo Bielszczan dostaje mocne 8, gdyż jedynym mankamentem płyty jest lekka monotonia, nużąca po prawie godzinie walenia głową w potężną ścianę dźwięku. Mimo to, jest bardzo dobrze. Żeby nie powiedzieć, za dobrze - aż się boję, co będzie dalej :)