Mind's Eye to szwedzka grupa złożona z bardzo doświadczonych muzyków. Mają na koncie kilka albumów (z których AGH jest szósty, pomijając reedycje poprzednich) oraz demo, jeszcze pod nazwą Afterglow. Pomiędzy produkcją własnej muzyki współpracowali jako muzycy studyjni i producenci na wielu, wielu albumach autorstwa zespołów takich jak m.in. Therion, Xsavior, Demonoid. Pewne jest więc, że nie mamy do czynienia z debiutantami.
Nie dostajemy też do ręki zwykłego albumu. Pod tajemniczym tytułem kryje się album koncepcyjny, ale to również mało powiedziane. Całość składa się z trzech części: samego albumu, komiksu ilustrującego przedstawioną w nim historię (którego redakcja albo wydawnictwo nie przysłała do recenzji! Nieładnie!), oraz DVD zawierającego teledysk i "making of" albumu w którym wszystko było nagrywane na żywo (również wiem o nim tylko z Internetu). Jeśli brzmi to niezwykle, to tak właśnie jest - płyta, teksty oraz komiks stanowią jakby trzy komponenty filmu, nigdy nie wyprodukowanego mrocznego musicalu. Jak mógłby wyglądać, możemy zobaczyć w teledysku do "Feeding My Revolver". Przypomina on animowany komiks, gdyż utrzymany jest w wysoce kontrastowej czerni i bieli, sceny ujęte są w komiksowe ramki, czasem nawet opatrzone napisami. Akcja jest w zasadzie zamknięta w tych ramkach, choć nie wszędzie, gdyż reżyser bawi się z ograniczeniami wynikającymi z fizycznej natury płaskiego arkusza papieru.
Teksty utworów opowiadają nam historię Adama Evangelisty, fikcyjnego zabójcy, pracującego na rzecz bliżej nieokreślonych "światłych ludzi". Przechodzimy przez różne aspekty jego życia, zaczynając od intro - wstępu do spowiedzi bohatera, która to jest niczym innym jak chwytem literackim prowadzącym do luźnej retrospekcji. Tu już zaczyna się muzyka, której warsztatowi nie można zarzucić absolutnie nic. Od początku mamy ostre i mocne brzmienia. O ile całość jest utrzymana w jednym duchu, melodie są wyraźne i oddzielne. W "Seven Days" zarysowuje się centralny motyw historii. "In a land where a red rose makes the rules" prawdopodobnie odnosi się do stanu Texas, gdzie znajduje się miasto Tyler, największy producent róż w USA. "Mission to detain democracy" nie wymaga komentarzy. "... enjoyed the flick at the cinema show" może odnosić się do kina, w którym został zatrzymany Lee Harvey Oswald, zabójca JFK. Mamy więc do czynienia z alternatywną historią tego wydarzenia, gdyż Evangelista wcześniej oznajmia "I have carried on for centuries". Ma też swój honorowy kodeks zabójcy, co słyszymy gdy po "Just like your Lord created Earth in seven days" mamy "no second more to mark my prey". Tydzień na wyśledzenie i wykonanie zadania. Dalsze sugestie że o to wydarzenie chodzi mamy w kolejnych utworach, a szczególnie w "Feed My Revolver", do którego jeszcze wrócimy.
W "AssassiNation" mamy cierpiącego Adama. Bierze środki przeciwbólowe, prześladują go złe wspomnienia, być może i koszmary. Jednocześnie przyznaje że zabijanie to jego żywioł, i nie potrafi się wyrwać. W warstwie muzycznej doskonale przekazane emocje, i świetnie pasujący akompaniament, czasem gniewny i agresywny, szczególnie w refrenie, a poza tym delikatny. Odwzorowuje nam to podwójną naturę bohatera, zarówno cynicznego mordercy, jak i po trochu filozofa rozważającego śmierć i życie. "Chaos Unleashed" znowu podsuwa nam JFK - "so much chaos" - Kuba i Zatoka Świń, Irak, Wietnam. Sam utwór szybki, jak tok myśli zabójcy na adrenalinie, skoncentrowany na jednym temacie, jednej osobie - celu. Solo z dodatkami elektronicznymi, meandrujące po myślach bohatera.
Niezauważalnie (od tego momentu album przechodzi bardzo płynnie), "Hells' Invitation". Konfrontacja bohatera z księdzem spowiednikiem. Pewność swojego losu, kwestionowanie sensu wiary, pokuty, nauk Kościoła, dogmatu zbawienia, nieba. Dużo shredu, kłaniają się mistrzowie tego gatunku - Threshold. Klawisze nieco orkiestrowe, dają podniosły ton. Od czasu do czasu chórek, przypomina to wszystko niemiecki Blind Guardian. Na zakończenie cichy cliffhanger, i wchodzimy w absolutnie mistrzowski "Feed My Revolver", który to jest również wideoklipem z albumu. Naprawdę dawno nie było tak perfekcyjnego utworu. O ile słyszymy podobne motywy jak wcześniej (w "Seven Days"), to w niczym nie zmniejsza to perfekcji w dostarczeniu dźwięku, uczuć, po prostu ideał. Jako singiel jest równie dobry jak sam album. Znowu JFK - "desert dollar town" to Dallas, mamy też wymienioną z imienia Jackie oraz CIA. Refren jest bardzo, bardzo chwytliwy, możemy wręcz poczuć się jak główny bohater, który zauważa że wpada w psychotyczny stan, uzależnienie od krwi, zabijania, jednocześnie jednak jest dumny, pyszny, pełny poczucia władzy. I tak miota się pomiędzy dostrzeganiem własnej winy i chaosu a pławieniem się w luksusach władzy.
"Ashes to Ashes" to kolejna mocna piosenka. Zaczynamy dostrzegać wzór - zawsze mamy konflikt pomiędzy dwoma naturami bohatera, tutaj jedna chce wrócić do rodziny, druga słucha swoich zleceniodawców. Jest to również ilustrowane w muzyce, tu jeszcze szybciej i agresywniej niż w poprzednim utworze. Na koniec kolejne zlecenie przez telefon. Następnie najdelikatniejsza, najwolniejsza - prawie-ballada "Hour of Need". Trzeba podkreślić, że w tym miejscu frontman Andreas Novak śpiewa bardzo, ale to bardzo jak Tony Kakko z fińskiej "Sonata Arctica". Kobiecy głos (Mia Coldheart) i syntetyczne dźwięki są bardziej nastrojowe niż wcześniejsze ciężkie metalowe granie. Trochę niezdecydowany ten duet, choć bzrdzo przejmujący. "Red Winter Siren" to lżejszy już (od Ashes czy Revolver), ale zbudowany głównie na klawiszach i wysoko łkającej gitarze utwór o konfrontacji z byłym przyjacielem. Nie brakuje jednak metalowej ściany w refrenie, a emocje bohatera znowu udzielają się nam w dużym stopniu.
"Skin Crawl" otwiera się fragmentem modlitwy po rosyjsku, zgodnie z moskiewskim motywem poprzedniego utworu. śpiew nieco jak Genesis, muzyka jak u Arjena Lucassena, szczególnie brzmiące w tle synthy. Przechodzi gładko w "Graveyard Shift", prowadzone przez flet, co jest zupełnie nietypowe. W połowie akustyczny, jakby hymn wojowników o utraconą ziemię, być może z nich wywodzi się nasz bohater. Obligatoryjne solo bardzo soundtrackowe. Przedostatni "Say Goodnight" wpisuje się w uprzednie motywy, opowiada nam o jednej z poprzednich akcji, w której metoda egzekucji była nietypowa, być może zastosowana wobec byłego pracodawcy. Zamykający "Pandora's Musical Box" jest zbiorem różnych motywów, jakby podsumowujących luźne wątki pootwierane w albumie. Mamy wszystko - młóckę, akustyki, budujące atmosferę różne klipy dźwiękowe, tytułową pozytywkę, pracę na klawiaturze. A nasz bohater przygotowuje się do zamknięcia kariery, rozważając afterlife, konsekwencje swoich czynów. Wszystko to pod wpływem spowiednika z pierwszego utworu, o którym zdążyliśmy już zapomnieć. Album zamyka się tym samym chórem, od którego się zaczął, co podkreśla jego logiczną spójność.
Podsumowując, album, a szczególnie „Feed My Revolver” jest fantastyczny, choć traci impet w drugiej połowie. Porusza tematy ponure i tajemnicze, ale muzycznie dostarcza najlepsze możliwe wrażenia.